Doroczna recenzja gwiazdkowa. Ku pokrzepieniu serc – jeszcze tylko dwa dni i już po świętach!.
„Nazywam się Alex Drake. Kula w głowie przeniosła mnie do roku 1981. Może jestem sekundę od śmierci, albo sekundę od życia. Wiem tylko, że musze cały czas walczyć – walczyć, żeby żyć, walczyć, żeby zobaczyć moją córkę. Walczyć, żeby wrócić do domu.”
Wszystko zaczyna się od tego, że w 2006 roku nadkomisarz Sam Tyler zostaje potracony przez samochód. Traci przytomność i odzyskuje ją … w 1973. Wszystko jest inne, tylko z odtwarzacza samochodowego leci ten sam numer, co przed samym wypadkiem – „Life on Mars” Bowiego. Chcąc nie chcąc, w tym 1973 roku też musi być policjantem i próbując wrócić do swoich czasów, „przy okazji” użera się z różnymi szumowinami i swoim nowym szefem – nadkomisarzem Huntem. Po dwóch pasjonujących sezonach (uwaga spoiler!) udaje mu się do swoich wrócić, ale…
Kilka lat później, w 2008 roku, podczas tragicznie spieprzonej akcji policyjnej, komisarz Alex Drake dostaje kulę w głowę i trafia do roku 1981. Pierwszym gliniarzem, którego spotyka jest znowu nadkomisarz Hunt. Chociaż najpierw w kadrze pojawiają się jego buty z krokodylej skóry.
„Ashes to Ashes” jest jednym z ciekawszych seriali jakie ostatnio oglądałem – początkowo połączenie filmu policyjnego, oraz elementów horroru, pełne specyficznego humoru, powoli stawało się czymś innym, a im dalej, tym widzom było coraz mniej do śmiechu. Wypaliło to niesamowicie, a perypetie uroczej i pyskatej pani komisarz trzymają w napięciu przez cały czas, bo twórcy tego dzieła mieli sporo dobrych pomysłów i do tego odznaczali się bujną, aczkolwiek niezbyt zdrową wyobraźnią.
Kolejny powód dlaczego praktycznie zakochałem się tym serialu, to czas kiedy się rozgrywa – początek lat osiemdziesiątych. Pierwsza scena z 1981 rozgrywa się w czasie ekskluzywnego przyjęcia na statku zacumowanym na Tamizie. A pierwsze dźwięki jakie wtedy słyszymy to „Vienna” Ultravox. Poza tym te ciuchy, fryzury, makijaże, brokaty. U obu płci. Normalny facet hetero mógł sobie palnąć makijaż, lakier na włosy, do tego białe mokasyny i szafirowy garnitur – wiecie – szeroka w ramionach marynarka, zwężana do pasa, takież spodnie, też zwężane do dołu (tzw. marchewki), a ciuchy kobiet – to jeszcze większa papuzia orgia. Ech, to se ne vrati… szkoda. No i muzyka – wiadomo jaka. Wszystko to, z czym lata osiemdziesiąte się nam kojarzą – plastik, plastik i jeszcze więcej plastiku, chociaż nie tylko. Kiedy Drake i Hunt trafiają do klubu Blitz, ciuchy w szatni odbiera od nich Boy George, a na scenie gra Visage. A kiedy Hunt i jego ferajna śmigają na jakąś zadymę w dokach swoim czerwonym Audi Quattro (pierwszy model!) słyszmy „I Fought The Law” The Clash. W czasie innej zadymy w policyjnym pierdlu ląduje Tom Robinson i w celi śpiewa min. „Glad to Be Gay”. Jednak najważniejszy utwór w pierwszego sezonu to „Ashes to Ashes”. Przez wszystkie odcinki tej serii przewija się charakterystyczna postać arlekina, którą znamy z teledysku, a w ostatnim odcinku dowiadujemy się dlaczego. Drake wydaje się, że trafiła do 1981 roku, żeby rozwiązać zagadkę śmierci swoich rodziców, którzy zginęli wtedy w zamachu bombowym. I jeśli ją rozwiąże, to wróci. I rozwiązuje, ale prawda okaże wyjątkowo gorzka. A Drake zostanie jeszcze w latach osiemdziesiątych jeszcze na dwa sezony, bo to jednak nie o to chodziło.
Na soundtracku przemieszano utwory dobre i znane, z równie dobrymi, z mniej popularnymi, lub nawet zapomnianymi, ale wcale nie gorszymi. No bo kto pamięta takie kapele jak Flying Lizards, Altered Images, The Ruts, albo The Teardrop Explodes, The Passions? Części to nawet ja nie. I jak wspomniałem – to nie tylko plastik. Jest The Clash, Stranglers, Dexy’s Midnight Riders, są punkowcy z The Ruts i ocierający się o elektroniczną awangardę Flying Lizards. Poza tym nie wszystko jest z 1981 roku – na przykład „No More Heros” to 1978 rok, „Staring at The Rude Boys” The Ruts to z ich drugiej płyty z 1980 roku. W każdym razie – zestaw wyborny i dosyć dobrze opisujący brytyjską scenę muzyczną z tego okresu. Że nie ma tego, czy owego? Cedek ma swoją ograniczoną pojemność – wszystkiego nie da rady zmieścić w godzinie z haczkiem, poza tym to nie kompilacja „The Best of 1981 in UK”, tylko ścieżka dźwiękowa do serialu telewizyjnego i jako taka wypada wyśmienicie.
Co prawda teoretycznie główną bohaterką serialu jest Alex Drake, ale równie ważną postacią jest nadkomisarz Gene Hunt. Na pierwszy rzut oka tępy, brutalny osiłek, rasista, homofob, męski szowinista, despota i osobnik skrajnie zarozumiały, porywczy, do tego nadużywający alkoholu. Jednak przy bliższym poznaniu zyskuje – nie nazwiemy go już tępym. Relacje między dwoma głównymi bohaterami można określić jako „love/hate” – nie znoszą się wzajemnie, ale coś jedno do drugiego ciągnie. Zresztą Phil Glenister jako Hunt jest genialny, a jego quasi-chandlerowskie odzywki rewelacyjne, na przykład: „Ray, jeśli jeszcze raz przyjdziesz do roboty wystrojony jak nauczyciel matematyki, to pomaluję ci jaja na kolor orzechowy i dam znać wiewiórkom, że zima idzie” – to kiedy jeden z policjantów przyszedł do pracy w garniturze, albo „Twoje majtki poleciały na podłogę tak szybko, że powinny dostać mandat za przekroczenie prędkości” – to komentarz do randki Drake z pewnym przystojnym, miejscowym japiszonem. Zresztą kilka soczystych odzywek znajdziemy i na płycie. Do tego mówi z tak rozkosznym akcentem z północnej Anglii.
Dlaczego tym razem doroczna recenzja gwiazdkowa o soundtracku do serialu, a nie o metalowcach, jak to ostatnio z tej okazji bywało? Z prostej przyczyny – trzy sezony „Ashes to Ashes” to dwadzieścia cztery godzinne odcinki. Jeśli zaczniemy w Wigilię to z skończymy po południu na Szczepana i właściwie będzie już po świętach. Czego Państwu i sobie życzę.