Ożywiła się ostatnio poznańska formacja Lilith. Zespół zagrał niedawno krótką trasę u boku brytyjskiego Galahadu i dokładnie w tych dniach, nakładem poznańskiego Oskara, wydał swój kolejny krążek zatytułowany Alter Ego. Nim jednak kilka słów poświęcimy temu wydawnictwu, przypomnijmy poprzedni album grupy, wydany sześć lat temu Underworld.
Zanim grupa pokusiła się o to w pełni profesjonalne wydawnictwo, dorobiła się kilku niewydanych materiałów oraz opublikowanego własnym sumptem albumu Pierwsza Ewa i płytki promocyjnej Szeptem zaklinająca. Niewtajemniczeni muszą wszak wiedzieć, że początki formacji sięgają 1998 roku…
Co gra Lilith na Underworld? Najkrócej można byłoby napisać, że to twórczość dla miłośników ciężkiej, ale melodyjnej muzy, skontrastowanej z żeńskim wokalem. Nie powinno zatem dziwić, że grupie najbliżej do gotyku, czy gotyckiego metalu. W tym kierunku zresztą zmierza okładka Underworld i dosyć "gotycko krwawiące" liternictwo. To jednak nie wszystkie barwy ich muzyki.
Całość zaczynają trzy kompozycje składające się na suitę Szeptem zaklinająca, zatytułowane odpowiednio Prolog, Zaświaty i Sen. I już one wiele mówią o całości. Gotycki klimat przywołują pojawiające się w Prologu odgłosy padającego deszczu i burzy, a podtrzymują go niby gregoriańskie chóry. Najfajniej robi się jednak w Śnie, gdzie w finale tej trójdzielnej kompozycji otrzymujemy i udane klawiszowe tła, świetną melodię, przyjemne harmonie wokalne i dobre gitarowe solo. Nie ukrywam, że Sen, oprócz wielowątkowego You i nastrojowej Nocy, to jedna z najlepszych tu rzeczy.
Nie samym gotyckim metalem żyje jednak ten album. W kilku kompozycjach (Zaświaty, Nobody, Temptation i Nemo Nisi Mors) usłyszymy partie męskiego growlu nadające całości lekko blackowego charakteru. Ponadto, w takich kompozycjach jak Szare krople dni, Wiruje mój świat i Temptation w rozwiązaniach melodycznych artyści zahaczają o orientalne klimaty.
Śpiewająca Agnieszka Stanisz dysponuje może niezbyt oryginalnym, jednak bardzo solidnym głosem i radzi sobie zarówno w bardziej zadziornych, jak i nastrojowych partiach wokalnych. Nie przepadam za mieszaniem na jednej płycie utworów wykonywanych w różnych językach, tymczasem Lilith zdecydował się na taki krok, większość numerów prezentując w rodzimym języku, kilka zaś po angielsku. I przyznam, że wolę tu Stanisz w „polskiej” wersji. Brzmi po prostu lepiej. A skoro już jesteśmy przy śpiewie. Same teksty ociekają silnie gotyckim zabarwieniem [Zagubione krzyczą dusze jak piekielne chóry (Noc), Chłód murów starych twe serce zamrozi, na wieki tam zostaniesz (Twierdza)]. Udany album, choć głównie dla wielbicieli stylu.