Kto przełknął i przetrawił buchające trupim jadem mięcho debiutu Carcass, ten nie nabawi się niestrawności konsumując zawartość Symphonies of Sickness, kolejnego turpistycznego panoptikum zaserwowanego przez trójkę Brytyjczyków.
Zrealizowane pomiędzy grudniem ’87 a marcem ’88 w Rich Bitch Studios w Birmingham, wydane w lipcu 1988 roku Reek of Putrefaction przyniosło grupie niemałe uznanie, w tym famę jednej z najciężej grających kapel - współtwórcy i podpory gatunku grindcore, pioniera goregrind. Z jednej strony longplay ten osiągnął szóstą pozycję na UK Independent Chart, liście przebojów odnotowującej najlepiej sprzedające się niezależne nagrania fonograficzne w Wielkiej Brytanii. Z drugiej zachwycił zasłużonego i opiniotwórczego dziennikarza muzycznego Johna Peela, prezentera i DJ-a brytyjskiej ogólnokrajowej stacji radiowej BBC Radio 1, który w wywiadzie dla tygodnika „The Observer” oświadczył nawet, iż spośród płyt wydanych w 1988 roku jego ulubioną jest właśnie debiut Carcass.
Nie dziwi więc, że Peel zaprosił trio do studia, gdzie 13 grudnia ’88 młodzieńcy, skrywający się pod równie pretensjonalnymi, jak żartobliwymi pseudonimami (Ken Owen - K. Grumegargler, William Geoffrey Steer - W.G. Thorax Embalmer, Jeff Walker - J. Offalmangler), zaprezentowali cztery utwory, które trafić miały na ich kolejny album (Crepitating Bowel Erosion, Slash Dementia, Cadaveric Incubator of Endoparasites, Reek of Putrefaction). Rezultat tej sesji nie tylko wyemitowano 2 stycznia ‘89, ale też jako epkę The Peel Sessions - Carcass wydano owego roku nakładem niezależnej wytwórni muzycznej Strange Fruit (we współpracy z nowojorską Dutch East India Trading), którą w roku 1986 założyli Peel i Clive Selwood. Już jako kwartet grupa ponownie wystąpiła u Peela niespełna dwa lata później, 2 grudnia 1990, wykonując dwa inne kawałki z SoS (Empathological Necroticism, Exhume to Consume) oraz dwa z RoP (Foeticide, Fermanting Innerds), które wytransmitowano po dwóch tygodniach, 16 grudnia. W 2004 roku nagrania z obu sesji trafiły na wypuszczoną przez Earache Records składankę Choice Cuts. Jako ciekawostkę dodać można, iż w ’89 Steer i Walker wystąpili w utrzymanym w konwencji science fiction serialu komediowym Red Dwarf („Czerwony karzeł”). W Timeslides, piątym odcinku trzeciego sezonu tego sitcomu, wcielili się w role Dobbina i Gazzy, członków fikcyjnej grupy „Smeg and the Heads”, kierowanej przez Listera, odgrywanego przez aktora Craiga Charlesa.
Nagrane i zmiksowane latem 1989 w „Rzeźni”, tj. „Slaughterhouse” Studios, Symphonies of Sickness ukazały się nakładem Earache Records jeszcze w grudniu owego roku. Jak dowcipnie głosiła nota we wkładce: All lyrics and music severely decomposed, deranged, excreted by Carcass („Słowa i muzyka poważnie zdekomponowane, zwichrowane i wydalone przez Carcass”). Jak w przypadku debiutu, produkcją płyty zajął się zespół, który tym razem mocno jednak został wsparty przez Colina Richardsona, profesjonalnego producenta i inżyniera dźwięku, za sprawą którego następca Reek of Putrefaction uzyskał naprawdę dobre, przyzwoite brzmienie. Za oprawę graficzną, potworną, lecz doskonale pasującą do odrażających tekstów i niemiłosiernie ciężkiej muzyki, po raz wtóry odpowiedzialne było Gruesome Graphics. Ponieważ tak wtedy, jak i później, „mięsne” kolaże, złożone przede wszystkim z ludzkich zwłok i szczątków, zmasakrowanych, posiniaczonych, porżniętych lub nadpalonych, bywały nazbyt szokujące, to „gore’ową” okładkę w wielu wydaniach zastępowano inną, na przykład czarno-białą, gdzie czerń stanowiła tło dla bieli paskudnie uszkodzonej głowy, albo też taką samą, jak „clean” cover do Reek of Putrefaction, z tą różnicą, że na tamtej dominowała zieleń, tu zaś – róż, bordo i fiolet. Zarówno oprawa graficzna, jak i poruszające tematykę dewiacji i zbrodni, czerpiące inspirację z kryminalistyki, medycyny sądowej, patomorfologii, farmacji czy anatomii teksty, były tak straszne, że aż komiczne. Niektórzy doszukiwali się w nich ukrytych znaczeń, na przykład prób namówienia słuchaczy do zaprzestania spożywania mięsa i przejścia na wegetarianizm. W wywiadach Walker jednak dementował tego typu rewelacje, wyjaśniając między innymi, że choć członkowie Carcass rzeczywiście są wegetarianami i nie spożywają mięsa, to nigdy nie robili szumu wokół tej kwestii. Podobnie znajdujące się na okładce drugiej płyty poćwiartowane czy padłe zwierzęta pojawić miały się tam tylko dlatego, że trzeba było czymś zapełnić wolną przestrzeń. Nie chodziło więc o wywołanie zniesmaczenia i skłonienia do porzucenia konsumpcji mięsa. Innymi słowy – raczej nie należy dopatrywać się ukrytych znaczeń w tekstach wypełniających dwie pierwsze płyty Carcass, gdyż celem autorów, wszakże nastolatków, była chęć zaszokowania odbiorców i podparta makabreską, dobra zabawa. Rażąc, ziejąc i krzycząc groteskowością, absurdem i przesadą, teksty nie tylko idealnie wpisywały się w ponure klimaty nurtu muzyki goregrind, ale też wskazywały, że przekazywanych przez trio makabrycznych treści nie należy traktować z surowością i powagą, lecz z dystansem i ironią. Jak czas pokazał, nie do wszystkich to dotarło i za sprawą Symhonies of Sickness pod adresem grupy padło kilka poważniejszych oskarżeń. Kto sieje wiatr, ten zbiera burzę.
Na SoS znalazło się 10 utworów, więc o ponad połowę mniej, niż na furiackim RoP. Jak podpowiada tytuł płyty, są to swego rodzaju grindgore’owe „symfonie”, dłuższe i bardziej rozbudowane, aniżeli na debiucie (i w ogóle gros dokonań należących do tego nurtu muzycznego). Tam najdłuższy kawałek ledwie przekraczał 3 minuty, tutaj średni czas trwania poszczególnych numerów wybiega zdecydowanie ponad 4 minuty i płyta ogólnie jest dłuższa o kilka minut od poprzedniczki. Jak można się domyślać, nowe utwory Carcass, częściej niż przedtem grane w wolniejszych tempach, stały się bardziej złożone, wewnętrznie zróżnicowane i ambitniejsze, zaś wskutek dogodniejszych warunków pracy i lepszej produkcji – mniej wulgarne i chaotyczne, a bardziej przemyślane i przejrzyste, świadczące o szybkim rozwoju młodych muzyków, którzy w okresie zaledwie kilku miesięcy poczynili znaczne postępy w biegłości technicznej i sztuce kompozycyjnej.
O tym, że muzyka grupy ewoluowała, nieznacznie przy tym tracąc na agresywności i brutalizmie, odbiorca może przekonać się już przy odsłuchu pierwszego numeru, zatytułowanego tak, jak poprzedni album Brytyjczyków – Reek of Putrefaction. Dźwięki syntezatora, które budują na wstępie złowieszczą atmosferę, drapieżne i nierzadko unisono wydawane przez muzyków nieludzkie wrzaski, skrzeki i krzyki, zwierzęce pomrukiwania, powarkiwania i porykiwania, wreszcie podparte znakomitą grą perkusyjną Owena, silnie przesterowane i piekielnie nisko strojone, sięgające grobowych czeluści gitary Walkera i Steera, dobywającego ze swojego „elekryka” cokolwiek nawiedzone efekty i „odjechane” solówki – wszystko to stanowi osobliwie apetyczną, buchającą odorem zgnilizny i śmierci zapowiedź dalszej części albumu. W tej zaś następują jeden po drugim porażające ekstremalnością utwory, każdorazowo pełne nagłych i efektownych zmian temp i przejść, czego wybornym przykładem mogą być obfitujące w nie Excoriating Abdominal Emanation i Embryonic Necropsy and Devourment. Nawet w tak bezwzględnych i ultrabrutalnych „grinderach”, jakimi są dewastujące słuchacza Swarming Vulgar Mass of Infected Virulency, Cadaveric Incubator of Endoparasites i Slash Dementia dzieje się naprawdę sporo, pojawiają się powalające riffy, porażające blast beats, porywające tremola i nieokiełznane, godne chorej wyobraźni degenerata solówki. Warto nadmienić, że gęstość Swarming… została nieco rozrzedzona skrywającym się w tle syntezatorem. Świetną kompozycją jest Ruptured in Purulence, który rozpoczyna się od całkiem „kulturalnej” pracy sekcji rytmicznej - wybijającej wyrazisty beat perkusji i gniewnie grzechoczącego basu. Rychło jednak dołącza do nich przytłaczająca swoim ciężarem gitara i zabawny w swojej poczwarności wokal, mogący kojarzyć się z wygłodniałym gremlinem albo growlującym w napadzie szału Kaczorem Donaldem. W rozwinięciu instrumentarium niesamowicie przyspiesza i gra tak ciężko, jakby celem muzyków było zmiażdżenie ciał i skruszenie kości osłupiałych z wrażenia słuchaczy. Kto jednak przetrwa tę okrutną nawałnicę rozsierdzonych dźwięków, ten posłyszy krótkie a zajadłe solo Steera, który z Owenem i Walkerem powraca w zwieńczeniu do wolniejszego, znanego z początku utworu grania. Nieco słabszy od Ruptured… jest zamykający płytę Crepitating Bowel Erosion, natomiast równie, a może nawet bardziej udanym kawałkiem jest blisko 6-minutowy Empathological Necroticism, nie tylko tytułem, ale też rozwiązaniami i brzmieniem anonsujący kolejny album Brytyjczyków. Na koniec trzeba wspomnieć o najbardziej niesławnym spośród numerów zamieszczonych na SoS – saprofagicznym Exhume to Consume („Ekshumować, by skonsumować”). Bestialsko ciężki, tryskający agresją, ze zmiennymi tempami i szalonym solo gitary, nadto krwiożerczymi i dublującymi się, charczącymi i zacharkanymi wokalami, w zasadzie niczym specjalnie nie wyróżnia się, jak i pozostałe kompozycje będąc mocnym ogniwem całości. W czym więc problem? Otóż napisane do tego kawałka słowa, rymowane i opisujące dewastowanie grobowca i łakome pożeranie gnijących zwłok, zbulwersowały wiele osób. Rzekomo to właśnie po wysłuchaniu tej niecodziennej, odrażającej pieśni nekrofagów dwóch durnych nastolatków z amerykańskiej Atlanty miało zbezcześcić grób na cmentarzu w rodzinnym mieście. Wzburzyć miało to nie tylko tamtejszą opinię publiczną i w rezultacie przyczynić się do nasilenia kierowanych pod adresem Carcass oskarżeń o zachęcanie do chuligaństwa.
Symphonies of Sickness ukazały niewątpliwy progres Carcass. W porównaniu do stworzonego w hektycznym szale Reek of Putrefaction, kompozycje na drugim albumie stały się zdecydowanie ambitniejsze, pod względem struktury i techniki wykonania zdecydowanie bardziej zaawansowane i dopracowane aniżeli na debiucie, już nie tak uproszczone, surowe i ordynarne, jak uprzednio. Minimalnie spuszczając z tonu, zespół trochę odszedł od hardcore-punkowych i crossover-thrashowych wpływów spod znaku Discharge, udanie łącząc grindcore (czy raczej goregrind) z death metalem, który wkrótce zaczął dominować w twórczości kapeli. Nie można także zapomnieć o o niebo lepszym miksie i produkcji, dzięki którym muzyka Carcass stała się bardziej przejrzysta i słuchalna, brzmieniowo klarowniejsza, wskutek czego „Symfonie…” odznaczają się nieporównanie bogatszą kolorystyką dźwiękową niż fatalnie wyprodukowany „Odór rozkładu”, przy którym zapewne niejeden doznający przemocy dźwiękowej, przeżywający napadający go rozstrój nerwowy i przechodzący dezintegrację osobowości odbiorca podświadomie wysyłał sygnał SOS.
SoS zapewniło Carcass trwałe i poczesne miejsce w metalowych annałach, co zupełnie zrozumiałe, zważywszy, że to zawierająca moc inspirujących patentów muzycznych płyta. Jednym z nich, zresztą zastosowanym już na debiucie, jest wykorzystanie gitary barytonowej i strojenie do B, czego w metalu wcześniej nie praktykowano, później – już tak i to na bardzo szeroką skalę.
Symphonies of Sickness to album znakomity, choć i tak jeszcze nie najlepszy w dyskografii zespołu. Ten bowiem ewoluował, zmieniając swoje trupie oblicze z płyty na płytę. I tak przepoczwarczywszy się ze stadium larwalnego Reek of Putrefaction w poczwarkę doby Symphonies of Sickness, miał Carcass w okresie następnych kilkunastu miesięcy osiągnąć stadium dojrzałe, imago, czego dowodem stała się kolejna jego płyta, wydana w 1991 roku Necroticism – Descanting the Insalubrious.