M83 to dzisiaj obok Daft Punk oraz Air ikona francuskiej współczesnej elektroniki, to także jeden z częściej cytowanych muzycznie zespołów, którego dźwięki towarzyszą obrazom wielu popularnych produkcji telewizyjnych - naukowych, dokumentalnych, rozrywkowych, wydarzeniom sportowym - w tym reklamy igrzysk olimpijskich w Londynie. W tym roku ukazała się ścieżka dźwiękowa dedykowana "Niepamięci" (Oblivion), do którego zespół - wzorem Daft Punk z filmem Tron - napisał ilustrację muzyczną. M83 ma na swoim koncie wiele ciekawych albumów, które jednoznacznie nie określają gatunku serwowanej muzyki. Najwięcej zasług w krzewieniu muzyki projektu pada jednak w kierunku trzech bohaterów brytyjskiego programu motoryzacyjnego TopGear, którzy wielokrotnie wykorzystywali muzykę do ilustracji swoich wyczynów. O bogactwie muzycznym i wpływie na progresywny świat, jaki wywierają Clarkson, kapitan Snuja oraz Chomik można napisać niejedną książkę, z męczeniem Ricka Wakemana za kółkiem Suzuki Liana i Lacetti włącznie. Ale z bohaterami mariażu spalin, palonej gumy i rocka progresywnego spotkamy się jeszcze nie raz przy kolejnych recenzjach albumów M83.
Kosmiczna przygoda M83 rozpoczęła się w 2000r - niektóre annały podają 2001 rok czyli wydanie debiutanckiego krążka, w mieście Antibes, z woli 20letniego wówczas Anthona Gonzalesa. Projekt pierwotnie wystartował jako duet z Nicolasem Fromageau. Nazwa zespołu została zaczerpnięta z numeru oznaczenia efektownej galaktyki spiralnej NGC 5236 w gwiazdozbiorze Hydry, zwanej także "Południowym wiatraczkiem". Obiekt oznaczony jest w katalogu Messiera - stąd M - numerem 83. Styl, w jaki się wpasowali określa się jako Dream-Pop - przekrojem między Pop, Elektroniką, Indie Rock, wpływami Rocka Progresywnego oraz ... Shoegaze, co oznacza dosłownie "gapienie się na swoje buty" podczas występów live. Termin szerzej pojawił się na scenie brytyjskiej, wielu muzyków grających równie kosmiczne brzmienia bardziej skupiało swój wzrok i umysł na podstawkach z efektami, które przełączali dosyć często nogami - stąd z audytorium wrażenie patrzenia w buty. Słysząc po ilości efektów na albumie można sobie to wyobrazić. A jak już o samym albumie ...
Debiutancki krążek również nazywa się M83. To dosyć rozbudowany w muzyczne formy album, zawiera 14 utworów, których tytuły ułożone razem układają się w zdanie. Mniej słów, więcej przeróżnych sampli, wszystko utrzymane w sennym nostalgicznym ambiencie. Już przy pierwszych dźwiękach ucho wyłapuje wiele wpływów muzyki z przeszłości - bardziej słychać tu wczesnych Floydów czy współcześniejszych dzieł spod znaku Briana Eno, S.Wilsona, Sigur Ros, Apex Twin, Mogwai - a także podobieństw do innych francuskich twórców elektroniki. Charakterystyczne przyciężkawe basy bardziej przywodzą na myśl Air, rytmiczne dźwięki wskazują jednak na Daft Punk, gitary i surowe instrumenty elektroniczne myślami kierują się do Eno, Floydów. Gonzalez nie boi się eksperymentować. Słychać to choćby w "Night", gdzie łączy elektroniczny Pop z rytmiczymi bitami, w "Kelly", który ciężkawy elektroniczny dźwięk łączy z perkusyjnym groove przy dźwiękach vocodera. Utwory przetykane są krótkimi etiudami, pełnymi klawiszowych plam i dźwięków dla muzyki otoczenia. Wymarzone wręcz dla twórców filmowych, dla których debiut M83 to kopalnia muzycznych ilustracji. Dla fanów spod znaku Jeżozwierza także coś się znajdzie - "She Stands Up", łączącego charakterystyczny loop z okresu " The Sunday of life". Cały album zamyka w iście floydowskim stylu "I'm Happy , She Said", który zawiera ciekawe i czasami stosowane rozwiązanie oddzielania materiału płyty od bonusowego.
Album szerzej zaistniał tylko w formie ilustracji muzycznych, a szkoda. Pierwotnie ukazał się w 2001r. wydany przez Gooom, przez co skazany był na hermetyczne audytorium, które to nie zostawiło na duecie suchej nitki. Dopiero w 2005 r. ukazało się opisywane wznowienie, zawierające dodatkowo utwór "Slowly", kiedy świat już doskonale znał i chwalił kolejny album. Ale przez obecność w masowej popkulturze daje się poznać szerszemu gronu. Dla M83 był jednak obiecującym debiutem, który pokazał, że w elektronice Francuzi trzymają się bardzo mocno. Pomimo jednak dosyć trudnego charakteru muzyki M83, można pochwalić ich za solidnie zrealizowaną i dobrze zgraną płytę, w której wysoka estetyka wykonania owocuje krystalicznym dźwiękiem. Raczej dla odbiorcy ceniącego uroki tak awangardowego elektronicznego grania.
Jako ciekawostka na koniec - muzycy między nagrywaniem kolejnych albumów parali się także remiksami, które niestety nie weszły do oficjalnych wydawnictw, ale dostępne są na licznych singlach. A wzięli się między innymi za Placebo - "Protege Moi" , Depeche mode "Suffer Well" czy Daft Punk "Fall".
Ciąg dalszy nastąpi....