Czasami chciałoby się ciężko opaść na takie lub inne siedzisko, westchnąć donośnie i powiedzieć, że w muzycznym świecie widziało się już wszystko. Przy natłoku wydawniczym i dużej dostępności do produkcji z całego świata takie zachowanie nie jest możliwe. Zatem jeśli nie wszystko, to z pewnością bardzo dużo. W związku z tym często dochodzi do sytuacji, w których odgórnie zakłada się, że nic nowego z danej płyty nie wyniknie, że będziemy mieli do czynienia z kolejną kopią kopii. Okazuje się, że nie każdy zespół to Iron Maiden, czy ACDC i krążki różnią się od siebie, są pewną drogą, historią, odkrywaniem własnych możliwości i granic swojego postrzegania. Tak jest w przypadku Toundry, projektu powstałego z potrzeby poszukiwania tego, co nieznane.
Dwa pierwsze krążki formacji z Hiszpanii były wyraźnym sygnałem, że muzycy tego projektu wiedzą jak się zabrać do rzeczy, a dzięki kompozycjom takim jak Magreb (II), czy Medusa (I), chciało się wracać do wspomnianych albumów. Toundra nie tylko potrafiła pokazać swoją obecność w rejonach postnego grania na swoim rynku muzycznym, ale również pozytywnie się tam zaprezentowała. Co prawda na tle zespołów o światowej renomie wyglądają na ambitnych średniaków, ale są na jak najlepszej drodze, by sięgnąć po najwyższe laury, czego dowodem jest trzeci album w dorobku grupy.
Nie miałem wielkich oczekiwań odnośnie kolejnego albumu Hiszpanów. Nie spieszyłem się również z tym, żeby wspomniany krążek przesłuchać. Uwagę przykuwa okładka i grafiki jej towarzyszące, których styl jest dobrze znany również z drugiego wydawnictwa. Jednak to wciąż było za mało. Dopiero głód nowych, muzycznych wrażeń skłonił mnie do sięgnięcia po tę płytę. Okazało się, że zespół kojarzony z mocnym, choć przestrzennym graniem potrafi wydobyć ze swojej twórczości niesamowicie urodziwe, hipnotyczne dźwięki. Mniej tu typowych dla metalu rozwiązań, a zdecydowanie więcej magii. Efekt ten zapewnia świetnie wykorzystana sekcja smyczkowa, stopniowo dozowane emocje i kilka fantastycznych rozwiązań kompozycyjnych.
Toundra, biorąc przykład z Russian Circles, nie boi się mocniej zabrzęczeć basem, wykorzystać możliwości tego instrumentu, co słychać już w pierwszych dźwiękach krążka. Ara Caeli, czyli utwór otwierający płytę, pokazuje dobrze dobrane proporcje pomiędzy eterycznym brzmieniem sekcji smyczkowej, a energiczną pracą perkusji i mocniej zarysowanymi gitarami. Ten mocny, nieco złowieszczy nastrój utrzymuje się również w kolejnej kompozycji. Cielo Negro wita nas odgłosami padającego deszczu, który przeradza się w burzę mocnych, post-metalowych dźwięków. Po raz kolejny aż chce się pochwalić sekcję rytmiczną, za bardzo dobrą, dynamiczną pracę. Podobnie skonstruowane są kolejne utwory Marte, Lilium, Espírita, które twórczo powielają w odświeżonej formie rozwiązania znane z poprzednich albumów. Na krążku pojawia się perełka, której warto poświęcić więcej miejsca. Requiem to kompozycja, którą trudno jest zaklasyfikować jako utwór post-metalowy, czy nawet post-rockowy. Najchętniej określiłbym go mianem rockowego, gitarowego kawałka, co jest szalenie nietypowe dla muzyki, o której zwykłem pisać. Miękkie brzmienie perkusji, delikatna praca gitary oraz kilka innych, oszczędnych rozwiązań, składają się na urok tego utworu. Gitary ustępują miejsca sekcji smyczkowej, która nabiera mocy, by wejść w stadium emocjonalnej kulminacji tej kompozycji. Tak się przynajmniej wydawało. Przecież to zawsze smyczki były momentem, na który się czeka, którego się wypatruje i pożąda. Tu jest inaczej. Historia toczy się dalej, a zszokowany odbiorca może wysłuchać świetnej, gitarowej solówki położonej na tle wcześniej wspominanych instrumentów smyczkowych.
Toundra i album sygnowany numerem III to poprawne, ciekawe kompozycje, trafne połączenie przestrzeni z mocą, chaosu z porządkiem i prostotą, odpowiednia dynamika, dobrze brzmiące instrumenty, świetna perkusja, odważny bas, dobre gitarowe tło, idealnie wykorzystana sekcja rytmiczna i bardzo dobra produkcja dźwięku. Ten album to także jedna z ciekawszych, tegorocznych propozycji z tej kategorii muzycznego grania.