Duncan Patterson to człowiek, który dźwiga na swoich plecach wór muzycznych doświadczeń. Do 1998 roku działał w Anathemie i często to właśnie jemu przypisuje się wzbudzenie zainteresowania wczesną twórczością tej grupy. Razem z Ekskomuniką nagrał m.in. jedną z najbardziej cenionych płyt tej formacji – Alternative 4, gdzie dał upust swojemu zainteresowaniu silnie dołującym dźwiękom. Kolejnym przystankiem w karierze Duncana był Antimatter. Współpraca z Mickiem Mossem zaowocowała wieloma utworami włączanymi dziś do klasyki depresyjnych brzmień. Wspólne eksperymenty z muzyką to jednak wciąż nie było to i po wydaniu Planetary Confinement w roku 2005 Duncan Patterson zdecydował się skupić na działającym do dziś projekcie Íon.
W tak zwanym międzyczasie przejawy twórczej natury Irlandczyka można było dostrzec w działalności formacji Aftermath, czy w dźwiękach towarzyszących filmom The Sons of Eilaboun oraz Just Another Day.
W 2011 roku na rynku muzycznym pojawiła się płyta najnowszego projektu Duncana. Alternative 4 za sprawą krążka The Brink miało stać się nową siła na scenie europejskiego rocka.
Płyta została opatrzona ciekawą oprawą graficzną. Na czarnym tle widzimy delikatnie zmrużone oko wpisane w czerwony trójkąt i nazwę krążka. Taki obraz podpowiada, że na płycie pojawi się wiele tajemnic do odkrycia, a muzyka sama w sobie będzie balansować na pograniczu wcześniejszych, nastrojowo-depresyjnych projektów Duncana.
Tak też jest w istocie. The Brink jest bardzo specyficznym krążkiem, którego zawartość to wypadkowa doświadczeń jego lidera. Można tu z powodzeniem dopatrzeć się wpływów trzech zasadniczych segmentów muzycznego życia Duncana Pattersona: Anathemy, Antimatter i muzyki filmowej, dla niepoznaki pojawiających się w kolejności losowej. Czy to dobrze? Nie byłbym tego taki pewien.
Mimo dużych umiejętności muzyków i stosunkowo rozbudowanego instrumentarium liczba dźwięków generowanych równocześnie jest raczej oszczędna. Dużo tu gry ciszą, wolnych przestrzeni i niepokojących przerw. Taki zabieg ma za zadanie stworzyć klimat tajemnicy i mistycyzmu, który dodatkowo podkreślają sakralnie brzmiące wyziewy klawiszowe. Trzeba przyznać, że to nawet działa i ponad czternastominutowy, zamykający płytę The Brink (Reprise) czy Underlooked, choć niezwykle okrojone muzycznie, to jednak nie nudne. Dodatkowo te płytowe fragmenty przypominają filmy grozy z czasów, w których to raczej klimat straszył, a nie coraz to bardziej przekraczane granice obrzydzenia.
Niedobory dźwiękowe i ewentualną potrzebę mocniejszego uderzenia rekompensuje m.in. jedna z ciekawszych kompozycji z The Brink - False Light, która dodatkowo została opatrzona interesującym tekstem:
Pushed out under false lights
Laughed out on the slandering line
Blanked out of a moment in time
Wspaniałym nawiązaniem do lat spędzonych w Antimatter są dwie kompozycje, które warto podkreślić szczególnie. Chociaż nie łączą się ze sobą ściśle pod względem muzycznym, to trudno jest mi je traktować oddzielnie. Pierwszą z nich jest trochę nieobliczalna i tocząca się nierówno The Dumbling Down z dużą dozą niepokojących brzmień klawiszowych i wysuniętych do przodu mocnych uderzeń perkusji oraz agresywnych szarpnięć gitarowych strun. Drugą wspomnianą perełką jest Automata – zdecydowanie najbardziej urokliwy utwór na tym wydawnictwie. Podobnie jak pozostałe oszczędny w brzmieniu, ale niezwykle bogaty, jeśli chodzi o emocje. Dodatkowo w tle możemy usłyszeć gościnnie pojawiający się damski wokal, który potęguje walory tej kompozycji.
Everything I need everything that's killing me
And everything I hear is everything that's fed to me
In everything I feel that everything's a travesty
With everything there'll always be a light inside of me
Trudno stwierdzić, czy zespół w takiej formule i z taką nazwą został powołany do życia w celu oddania hołdu pewnej minionej epoce, czy też może z powodu tęsknoty za tym, co minęło. Nie mogę jednak oprzeć się wrażeniu, że wspomniany na początku wór doświadczeń raczej nie jest elementem, który pomaga, wręcz przeciwnie – niebezpiecznie przygniata. The Brink to nie jest zły materiał, ale nie znajdziemy tam niczego, czego Duncan nie zaprezentował nam w dokonaniach swoich wcześniejszych projektów. Płyta dobra i choć ma naprawdę ciekawe momenty, to nawet one są zaledwie odbiciem przeszłości, a chciałoby się czegoś więcej.