Niezwykle interesująca fińska formacja Overhead, wpisywana w nurt muzyki progresywnej, w dosyć śladowych ilościach gościła do tej pory na łamach naszego serwisu. Pisaliśmy o ich koncercie w Teatrze Śląskim w lutym 2009 roku i o debiutanckim DVD Live After All, którego główną częścią stał się wspomniany występ. Tymczasem kariera grupy rozwija się już ponad dekadę a muzycy mają na koncie (łącznie z niżej recenzowanym) cztery studyjne albumy, z których wydany w 2005 roku Metaepitome zebrał bardzo przychylne recenzje, przypadł do gustu miłośnikom progrocka i tym samym szerzej zainteresował ich twórczością.
Wraz z Of Sun And Moon muzycy próbują nie stać w miejscu. Poszukują, łączą, kombinują i starają się na swój sposób zdefiniować rock progresywny. Nie muszę zatem dodawać, że wielbiciele długich kolosów z niekończącymi się instrumentalnymi popisami i ze sporą dawką patosu nie mają tu czego szukać. Znajdą tu za to coś dla siebie fani otwarci na delikatne eksperymenty, stylistyczny misz-masz i bardziej treściwą formę.
Of Sun and Moon rozpoczyna pięciominutowy Lost Inside pt. 2 mówiący sporo o nowej twarzy grupy. Natychmiast bowiem zwracają uwagę ciężkie, metalowe i do tego brudne gitarowe riffy. Nie brakuje ich zresztą w kolejnym Berlin, w którym ciekawe wykorzystanie elektroniki sprowadza na moment numer na industrialne wręcz poletko. Spokojnie – bardzo nośny refren czyni z kompozycji, w której natkniemy się jeszcze na lekko podorientalizowne solo, całkiem przebojowy kawałek. Z kolei An Afternoon Of Sun And Moon inaugurują karaibsko – dancingowe rytmy skontrastowane później z transowym, pędzącym do przodu, również melodyjnym, refrenem. Aftermath otwiera się „trzeszczącą elektroniką” (w stylu ostatnich dokonań Depeche Mode) z czasem prezentując, chyba najbardziej wzniosły na całym krążku, refren posadzony na ostrych riffach. A doczekamy się jeszcze w tej 5 – minutowej formie popisu na klawiszach i flecie poprzecznym (przypomnę - charakterystycznym dla muzyki Overhead instrumencie). Z pozoru dosyć przeciętna Syriana może się pochwalić jazzową wstawką później przechodzącą w psychodeliczne rewiry. To doskonały numer do poimprowizowania podczas koncertów. Najkrótszy na płycie i jedyny w zestawie instrumental Grotte także zawiera mające improwizacyjny charakter partie fletu i gitary. Odpowiednio dodane do tego klawisze kierują ten numer w stronę fusion spod znaku Ozric Tentacles. Siódmy w zestawie, wolno snujący się Last Broadcast wreszcie przynosi nieco oddechu, choć i on ostatecznie zwieńczony jest rockowym żarem. W ostatnich dwóch, najdłuższych na płycie, utworach też sporo się dzieje. Alive to momentami po prostu skoczny, przebojowy kawałek, który w pewnej chwili oparty na pulsującym basie i elektronice nawiązuje do lat 80 – tych. A w kończącym całość i najbardziej zakorzenionym w latach 70 - tych Angels And Demons liźniemy nawet rhytm’n’bluesa.
Podsumujmy. Metal, fusion, rhytm’n’blues, jazz, psychodelia, dancing, lata 70 – te, 80 – te, a i współczesnej alternatywy ździebko by się znalazło… Trochę tego jest. Najważniejsze jednak jest to, że całość brzmi bardzo spójnie i ma Overheadowy, wypracowany na poprzednich trzech albumach, styl. Pewnie, że jest trochę mniej przystępnie. Ale kto powiedział, że wszystko co dobre musi wchodzić od razu na pierwsze śniadanie. Smacznego. Aha… Of Sun And Moon powinien zainteresować kolekcjonerów niestandardowych wydań, bo jego szata graficzna prezentuje się doprawdy bardzo oryginalnie.