Akustyczni Akrobaci? Ja bym raczej rzekł, że są to Wielokulturowi Akrobaci. Jeśli ktoś szuka czegoś przyjemnego na czas wakacji, albo już wrócił z zasłużonego wypoczynku i chce się odnaleźć w nowo zastanej starej rzeczywistości, to ten album może mu w tym pomóc. Kwintet Acoustic Acrobats tworzą: grający na klarnecie i saksonecie Piotr Skupniewicz, perkusista Adam Leśniak, dwóch utalentowanych akordeonistów Bogusław Zięba i Jacek Hołubowski oraz Jacek Fedkowicz, który prowadzi resztę sekcji rytmicznej, a od czasu do czasu sięga po drumlę, harfę szczękową, mylnie nazywaną „żydowską”*. Choć sam projekt powstał dopiero w 2011 roku, to część członków gra ze sobą od kilku lat. Dodatkową rekomendacją niechaj będzie fakt, iż w latach 2008-2010 panowie zagrali blisko dwieście koncertów – nie tylko w Polsce, ale w wielu krajach Europy, ze swoją muzyką dotarli nawet na Czarny Ląd, jak również na Jamajkę. Po serii tych występów muzycy wpadli na pomysł zrobienia czegoś w pełni autorskiego i zaczęli pracę nad koncepcją i kształtem artystycznym nowego projektu. Tak w skrócie i w nieco poszerzonym składzie narodził się Acoustic Acrobats.
Opisywany tutaj album, będący zarazem pierwszym wydawnictwem sygnowanym nazwą Acoustic Acrobats, jest zapisem koncertu, jaki formacja zagrała w grudniu ubiegłego roku w Studiu Radia Gdańsk. Z tego występu na Live znalazło się dziesięć, niemalże instrumentalnych, kompozycji. Niemalże, ponieważ szepty i delikatnie intonowane pomruki wokalne ciężko określić słowami napisanymi do piosenek. Swym klimatem przypomina to raczej ciche modlitwy szamanów lub rzucanie zaklęć, niemniej idealnie to wpasowuje się do tychże dźwiękowych akrobacji. Jako utwór bonusowy zamieszczono singlową wersję utworu „Shobooloh”, tak naprawdę jedyny utwór, w którym pojawia się wokaliza w pełnym tego słowa znaczeniu – gościnnie zaśpiewał ją Kamil Śmiałek.
Muzyka, jaką mają do zaproponowania Acoustic Acrobats, mieni się nieskończoną paletą barw, muzycy śmiało sięgają do korzeni muzyki etnicznej najróżniejszych kultur. Na płycie Live słychać wyraźne wpływy i inspiracje muzyką klezmerską, bliskowschodnią, słowiańską i bałkańską, aż na latynoskich tangach i tradycyjnym jazzie kończąc. Tylko czy można dziwić się tak szerokim zainteresowaniom i artystycznym horyzontom, skoro prawie wszyscy Akustyczni Akrobaci są absolwentami Krakowskiej Akademii Muzycznej? Album rozpoczyna się absolutnie rewelacyjnym, koszernym „Judaszem”, a zaraz po nim następuje „Old School Song”, której nie powstydziłby się sam Trilok Gurtu. Dla mnie bardzo szczególną i najbardziej czarującą spośród wszystkich kompozycją jest prawie ośmiominutowa, magiczna „Zimbra”. Panowie w utworze „Tu EST” uczcili także pamięć tragicznie zmarłego Esbjörna Svenssona.
Acoustic Acrobats Live jest to wybuchowa i naprawdę mocno przebojowa mieszanka etno-jazzu, więc albumu słucha się doskonale od pierwszego do ostatniego utworu, a co więcej - trudno się od niego uwolnić. Troszeczkę przypomina mi to eksperymenty Jana Garbarka, krakowskiego zespołu Kroke, Justyny Steczkowskiej (Alkimja) czy Ex-Wise Heads, etno-projektu basisty Porcupine Tree, Colina Edwina. Tym, czego życzyłbym sobie na kolejnych albumach Akrobatów, to może większej ilości utworów śpiewanych, na przykład przez kobiety. Ale to tylko takie moje głośne myślenie. Trudno jest do tak doskonałego i słodkiego miodu dodać choć odrobinę dziegciu.
* – ponieważ wszelkie informacje na płycie zostały napisane w języku angielskim, gdzie drumla/harfa szczękowa nosi nazwę „jew harp”; więc, jak wnioskuję, stąd ten, niestety powtarzający się w wielu recenzjach, błąd.