Kosmicznej sagi odcinek 11: Bal przebierańców i zmęczenia materiału.
"I find myself growing fatigued, Doctor. May we continue this questioning at some other time?" – Khan Noonien Singh (odcinek: ‘Space Seed’ z serii „Star Trek: The Original Series”)
Podróż poprzez różne (muzyczne) galaktyki kapitana Brocka i jego załogi okrętu Hawkwind trwa już ponad 12 lat. Spotykane na drodze nowe cywilizacje (punkodertalczycy w odcinku „PXR5”, metaloborgowie w „Sonic Attack”), częste wymiany oficerów pokładowych, eksperymenty z różnymi substancjami... Wszystko to z nieziemską intensywnością sprawiło, że pojawiać zaczęły się pierwsze oznaki zmęczenia długimi wojażami i niezliczonymi przygodami. O ile spadek morali kapitana i załogi na „Sonic Attack” wydawać się mógł tylko chwilową dolegliowścią, o tyle na „Choose Your Masques” okazał się się czymś bardziej przewlekłym.*
Fantazyjna okładka płyty jest bardziej niż myląca. Surrealistyczno-kosmiczny pejzaż jest zupełnym przeciwieństwem zawartej na krążku muzyki. Zamiast bogatych i pomysłowych kompozycji otrzymaliśmy w kilku przypadkach ostre, proste i w sumie dość bezkompromisowe utwory.
„Choose Your Masques” zaczyna się podobnie jak poprzednia płyta kapeli – „Sonic Attack”. Utwór tytułowy ma mocny, elektroniczny pęd i tę samą demoniczną melorecytację podpartą całą masą syntezatorowych efektów i wydaje się być świetnym wprowadzeniem w zawartość wydawnictwa.
Zresztą zaletą omawianego krążka są właśnie liczne (i bogatsze aniżeli miało to miejsce na poprzednich płytach formacji) efekty dźwiękowe, wsamplowane recytacje, takie jak chociażby Iana Holma (fanom klasyki science-fiction znanego jako złowrogi android Ash z nieśmiertlenego „Obcego – Ósmego Pasażera Nostromo”), odczytującego fragmenty „Władcy Pierścieni” (do którego filmowej ekranizacji zostanie zresztą kilkanaście lat później zaproszony przez Petera Jacksona) w jednej z radiowych audycji BBC4 na początku lat 80-tych, czy cytaty z kultowego serialu „The Outer Limits” (w Polsce wyświetlanego jako „Strefa Mroku”) wciśnięte we wstęp do szóstego w zestawie „Void City”. Zresztą instrumentalne fragmenty wypadają zdecydowanie najlepiej na płycie. „Dream Worker”, „Utopia” (z będącą niemal parafrazą genesisowego „We’ve got to get in to get out”), czy (mający znamiona żartu muzycznego) niemal dyskotekowy „Void City” mają świetną, umiejętnie budowaną atmosferę tajemniczości zagubienia w otchłaniach kosmosu, znajdując się jakby na przeciwnym biegunie do takich topornych „Arrival In Utopia” (chociaż przebojowości i nośności temu utworowi Brocka nie można odmówić), „Fahrenheit 451”, czy w końcu do nowej wersji „Silver Machine”.
No właśnie... „Silver Machine”... Pojawienie się tego utworu w zestawie „Choose Your Masques” było zawsze dla mnie nierozwiązaną tajemnicą godną analitycznego umysłu Herculesa Poirota. Po co? Dlaczego? W jakim celu została ponownie nagrana? Zagadkę dopiero po latach wyjaśnił sam Brock; był to najzwyczajniej w świecie wymóg wytwórni, która podcierając sobie mordę jubileuszem wydania „Srebrnej Maszyny” (jakby nie patrzeć mijała właśnie dekada odkąd singiel z siłą silników plazowych wbił się na 3-cie miejsce list przebojów) zmusiła zespół do zagrania utworu na nowo, i - licząc na podobny sukces jak przed 10 laty - wydała go w formie okolicznościowego singla. Nowa (zelektronizowana) wersja największego hitu zespołu nie miała jednak ani mocy, ani też uroku oryginału i - co za tym przyszło – nie powtórzyła sukcesu poprzedniczki.** Jak widać kosmiczna karma obróciła błahe intencje przeciwko zespołowi i pazernej wytwórni...
Dobrych utworów jest na „Choose Your Masques” jednak przynajmniej kilka. Obok instrumentalnych impresji muszę przyznać, że moim osobistym typem jest „Solitary Mind Games”, którego autorem jest gitarzysta Huw Lloyd-Langton. Jest to niby prosty, balladowy utwór, bliższy kolorowym latom 80-tym, aniżeli sennym kompozycjom takim jak „You Know You’re Only Dreaming”, czy „The Demented Man” z klasycznych płyt zespołu z pierwszej połowy lat 70-tych, jednak pomimo swojego - z założenia - niewyszukanego charakteru, mający ten sam unikatowy kosmiczny klimat za jaki zespół cenimy najbardziej. Jednym słowem: idziemy z duchem czasu, pozostając sobą i nie wyzbywając się tego co umiemy najlepiej.
Byłoby przesadą nazwać „Choose Your Masques” płytą złą, gdyż taką nie jest. Jest po prostu troszkę nijaką i będącą jakby nagraną na siłę bez końca przemyślanego konceptu jej ostatecznego kształtu. Końcowa ocena zaniżona jest również przez - wykorzystanie na większą skalę - perkusyjnych tykw, których wrażenie sztuczności i nienaturalności zawsze osobiście mnie drażniło bardziej niż komentarze meczów piłkarskich Andrzeja Zydorowicza. Nie brakuje tutaj jednak świetnych melodii jak i ciekawie zaaranżowanych utworów. Po wysłuchaniu całości nie trudno jednak nie odnieść wrażenia, że obecna formuła zespołu się najzwyczajniej w świecie wyczerpała, czego wyrazem jest brak zachowania odpowiednich proporcji, gdyż mamy tutaj zbyt duży rozstrzał; obok utworów naprawdę dobrych mamy pozycje określane przez obecną młodzież mianem „dna i stu metrów mułu” (jeden z moich przyjaciół ma swoje własne powiedzenie na podobne przypadki, wyrażane jako „poziom kreta na Żuławach”).
Na szczęście zauważyli to nie tylko słuchacze, ale i sam kapitan, który po odbębnieniu trasy koncertowej promującej płytę zacumował do doków Federacji i wypuścił wszystkich oficerów na przepustkę. Zespół zamilkł na całe trzy lata...
W następnym odcinku: Deja Q, czyli znów jest epicko.
*W tym miejscu znów należy się wyjaśnienie dotyczące kolejności opisywanych płyt. Kilka miesięcy przed premierą „Choose Your Masques” ukazuje się krążek sygnowany nazwą Church Of Hawkwind („Church Of Hawkwind”), który podobnie jak w przypadku „25 Years On” Hawklords bardzo często traktowany jako kolejna płyta Hawkwind (notabene nagrany przez ten sam skład co „Choose Your Masques”). Zasadnicza różnica pomiędzy tymi pozycjami polega jednak na tym, że o ile „25 Years On” brzmieniowo jest kontynuacją ówczesnych poczynań Hawkwind, o tyle „Church Of Hawkwind” jest odskocznią od podstawowego brzmienia zespołu i prezentuje inną – bardziej elektroniczną – stylistykę. Niemniej – tak samo jak w przypadku Hawklords – recenzję „Church Of Hawkwind” zaprezentuję w terminie późniejszym w aneksie alumni.
**Na wspomnianym singlu znajduje się również nowa wersja „The Psychedelic Warlords (Dissapear In Smoke)”, niestety jeszcze bardziej wtórna i pozbawiona wyrazu, aniżeli „Silver Machine” Anno Domini 1982. Obie kompozycje dołączone zostały do kolejnych kompaktowych reedycji „Choose Your Masques”.