Z dala od brudu i tłoku zanurzony w mule po szyję, obserwuję leniwie efektowne „stłuczenia” rysujące się na lustrze wody i nasłuchuję miksujących się w sposób naturalny, bez użycia zbędnych turntables, rechotów i plusków bezogonowych stworzeń. Czasem coś nieoczekiwanie zabrzęczy głośniej niż zwykle i zakłóci ten błogi stan rzeczy. Czy to szkło, o brzęk którego wołano? Komar, którego cieniutki pisk zamknięto w dłoni? A może pszczoła, której głęboki dronowy tembr zjeżył sierść niejednego puchatego misia? Jak żądłem ukłuć, jedna z błonoskrzydłych zapewne musiała zapylić wyobraźnię artysty-pszczelarza Freeka Kinkelaara, kiedy ten przystępował do pracy nad materiałem muzycznym do The Beekeeper's Dream.
Sen pszczelarza firmuje oryginalna okładka płótna Heather Gorham z 2004 roku. Płyta CD ukazała się w ograniczonym nakładzie tysiąca sztuk, a dodatkowe czterysta egzemplarzy obliczono na winylową edycję tejże. Trzynaście kompozycji na niej zamieszczonych zarejestrowano w trzynaście wiosen, w miodowych latach 1992–2005. Masteringu podjął się, wieloletni inżynier dźwięku różowej ekipy z Nijmegen tj. The Legendary Pink Dots, Raymond Steeg. Holenderski artysta, niczym Peter Hammill na In Camera w 1974, sam zagrał na wszystkich instrumentach i pod pseudonimem Brunnen wydał je nakładem Beta-lactam Ring Records w 2006 roku.
Kinkelaar urodził się 30 maja 1966 roku w Utrechcie. Jego wczesne zainteresowanie punkiem, nową falą i ruchem new romantic rozbudziło w nim chęć do tworzenia eksperymentalnej muzyki opartej głównie na prymitywnych rytmach pop. The Honeymooners i Dar Pomorza, które Utrechtczyk założył w latach 80-tych (współautorem drugiego projektu był Rob Woesthoff), nie zawojowały wprawdzie świata muzyki, lecz przynajmniej zwróciły uwagę frontmana The Legendary Pink Dots, Edwarda Ka-spela. Tenże zaprosił Kinkelaara do odbycia z Kropkami w roli supportu krótkiej trasy koncertowej przypadającej na styczeń 1989 roku. Na tę okazję Kinkelaar wspólnie z poznanym kilka lat wcześniej i o rok starszym Fransem de Waardem założyli formację Beequeen, która w następnej dekadzie nagrywała różne rzeczy pod różnymi labelami.
Twórczość Ka-spela, szczególnie ta wczesna solowa jak i różowa spod znaku Legendarnych Różowych Kropek, miała znaczący wpływ na formowanie się Snu pszczelarza – jego poszczególnych komórek składających się na cały wykwintny plaster miodu. Dla stąpających twardo po ziemi słuchaczy przysłowiową łyżką dziegciu w beczce miodu będzie szczypta surrealistycznego absurdu w warstwie lirycznej płyty, inherentnej cechy intelektu takich tuzów psychodelicznego rocka jak wspomniany legendarny prorok Edward Ka-spel czy międzygalaktyczny guru Daevid Allen.
Muzycznie The Beekeeper's Dream jest znakomitym przykładem elektronicznego folku, którego źródeł należy szukać w późnych latach sześćdziesiątych i wczesnych siedemdziesiątych w ówczesnej muzyce psychodeliczno-rockowej. Kinkelaara nie bez kozery nazywają holenderskim Sydem Barrettem, ponieważ jego nagrania utrzymane w konwencji folktroniki od razu kojarzą się z solowymi fasetkami Szalonego Diamentu. Oprócz wyraźnych inspiracji autorem Śmiechów wariata („All The Same”, „Winterland Train”), trudno puścić mimo uszu nakrapiane różowymi ciapkami melancholijne ballady i walczyki („Sister”, „Shame”, „The Trial”, „Rupert Writes A Rainbow”) czy zignorować kanterberyjskie rewerberacje w otwierającym płytę „Cover Me”, odsyłające nas niewyraźnym dzwonieniem w jednym z kościołów do piosenki „Lady Rachel” Kevina Ayersa (jeden z założycieli The Soft Machine), pochodzącej z jego debiutanckiej Joy of a Toy z grudnia 1969 roku. Ciekawostkę stanowi niezwykle udana przeróbka utworu „Trust In Me” The Sherman Brothers zaczerpniętego z Księgi dżungli Walta Disneya (1967), której błyskotliwe wykonanie z nieco przesterowanym dźwiękiem głosu jest o pełen słój miodu lepsze niż leciwy oryginał.
Sen pszczelarza ma wyraźnie spokojniejszy przebieg od Snu artylerzysty – pełnego niepokoju i napięć opisu powojennego marzenia wynikającego z bolesnej przeszłości jego autora. Muzyka Kinkelaara wielością nastrojów i bogactwem psychodelicznych gam przenosi nas do krainy mlekiem i miodem płynącej, zdradzając tym samym swoje eskapistyczne właściwości. Jeśli, moi drodzy, znudziło się Wam zbijanie bąków to gorąco zachęcam do sięgnięcia po The Beekeeper's Dream, a być może wskutek chwilowego zachwiania równowagi wpadniecie po uszy do zgotowanej z fantazją przez władcę pszczół miodnej kąpieli i wraz z pierwszym brzękiem tychże odkryjecie, iż nie trzeba być Kubusiem Puchatkiem, żeby dać się użądlić za swój ulubiony przysmak prosto w... zadek.