Sobota z SBB – odcinek XXIX.
Pierwsza wydana w limitowanym nakładzie płyta z zapisem archiwalnego koncertu SBB – album koncertowy z Getyngi – miała być pierwotnie początkiem całej serii płyt live, dostępnych dla członków fanklubu zespołu. W roku 2004 jeszcze się do końca nie udało – za to trzy lata później zaczęła się tzw. kolorowa seria – wydane w kilkuset egzemplarzach albumy koncertowe z rejestracjami ciekawych archiwalnych występów zespołu. Na pierwszy ogień poszedł koncert w Marburgu 10 listopada 1980 – ostatni koncert zespołu SBB przed zawieszeniem na ponad dekadę działalności.
To był specyficzny okres działalności zespołu – bo SBB wtedy grało jako kwartet. Skrzek poświęcił się grze na instrumentach klawiszowych, Anthimos zamienił gitarę na gitarę basową, zaś gitarzystą zespołu został Sławomir Piwowar. Do tego zespół, choć nigdy od improwizacji nie stronił, potrafił zagrać koncert od początku do końca całkowicie improwizowany – w duchu choćby wydanego na płycie koncertu z Karlstadu. Zmieniło się też brzmienie zespołu: dotąd nierzadko przytłaczające gitarę syntezatory ustąpiły nieco miejsca, gitara praktycznie przez cały czas jest słyszalna, wchodzi też często w efektowne zagrywki z gitarą basową. Apostolis gra inaczej niż Skrzek, posługuje się głównie czystym dźwiękiem, nie przesadza z przesterem, gra dynamicznie, jest też należycie wyeksponowany.
Koncert z Marburga to w lwiej części spontaniczna, tworzona na żywo muzyka. Wyjątkiem są dwa fragmenty pochodzące z płyty „Follow My Dream”, nieco przearanżowane, z wyraźniej zaznaczonymi gitarami. Cała półtoragodzinna reszta koncertu to fragmenty całkowicie improwizowane. „Gelb” to taki właśnie swobodnie płynący strumień muzycznej świadomości. Rozwija się dość wolno, przez kilka minut powoli, majestatycznie kroczy do przodu, na solidnej podbudowie sekcji Antymos-Piotrowski najpierw mamy długą solówkę Piwowara, potem Skrzeka. Po mniej więcej siedem i pół minuty całość nagle przyspiesza, przechodząc w zgrabny fragment w stylu fusion kojarzący się z pierwszymi latami działalności SBB (jest nawet krótkie solo na przesterowanej gitarze basowej). „Blau”, mimo lekko aleatorycznego, syntezatorowego początku, opiera się właśnie na wyeksponowanym walkingu sekcji, na bazie którego rozwijają się improwizacje gitary, fortepianu elektrycznego i syntezatorów. „Rot” zaczyna się dynamiczną, jazzującą partią perkusji, gęstym basowym podkładem i wariacjami klawiszowymi – co przypomina ówczesne nagrania Weather Report. Po kilku minutach całość się uspokaja, przechodzi w spokojny, nieco bluesowy fragment z bardzo stylowymi partiami gitary, efektownymi duetami basowo-gitarowymi i klawiszowymi dodatkami. W finale zespół przyspiesza, prezentując nieco swingujący fragment z akcentowanymi, „ciętymi” zagrywkami klawiszowymi i Anthimosem grającym nieco w klimacie Jaco Pastoriusa. Równie urokliwe swingowanie zespół prezentuje w „Weiss”; „Purpurrot” ma nastrojowy klawiszowo-gitarowy wstęp, rozwijający się powoli się snującą, niespieszną rozmowę czterech instrumentalistów: to jakaś wstawka gitary basowej, to krótka partia gitary, to nieco klawiszowych dodatków… Mniej więcej w połowie całość nieco przyspiesza, pojawia się bardzo fajny dialog fortepianu elektrycznego z gitarą basową, do którego swoje trzy grosze wtrąca też Piwowar. Pod koniec całość nabiera mocy, rozkręca się Piwowar, by cały utwór zamyka się powoli uspokajającą się kodą. Blues-rockowy „Grun” to przede wszystkim popis gitarzysty, zgrabnie uzupełnianego przez znów grającego na fortepianie elektrycznym Skrzeka; całość wypada dynamicznie i bardzo stylowo. W środku, dla kontrastu, pojawia się swingujący fragment. „Scarlet” jest dynamiczny, w zasadzie typowo rockowy; na sam koniec koncertu dostajemy zaś miniaturkę na fortepian elektryczny.
Co było potem? Zaczęło nas to mierzić… Niekończące się trasy odcisnęły na zespole swoje piętno, pojawiło się zmęczenie, tarcia charakterów… I Józef Skrzek poświęcił się na pewien czas karierze solowej. Pierwszy powrót zespołu SBB – w roku 1991 – nie doczekał się (jak na razie) udokumentowania. Po drugim, w rozbudowanym do kwintetu składzie pozostały płyty „Live 1993” i „Live In America”. Potem po krótkiej przerwie był artystycznie miałki okres, gdy w zredukowanym do trio zespole za perkusją zasiadał Mirosław Muzykant. A potem nastąpił już czas Paula Wertico…
Bardzo ciekawy, wart poznania dokument. Nie tylko dla fanów.
Za tydzień: odcinek XXX – czyli o tym, jak Józef Skrzek świętował 30.urodziny.