Konsekwencją Union był koniec projektu ABWH, a biorąc pod uwagę jakość propozycji panów na wspólną płytę trudno było z tego powodu uronić jakąkolwiek łzę. Tymczasem jesienią 1993 roku ukazał się koncertowy album, zawierająca materiał z ich trasy z 1989 roku (dokładnie z 9 września z Mountain View w Kalifornii). Trasy zawierającej nagrania z płyty Anderson Bruford Wakeman Howe, ale przede wszystkim – klasyczne utwory Yes. ABWH bowiem nie mieli zamiaru pozostawić cienia wątpliwości, który z równolegle funkcjonujących zespołów jest prawdziwym spadkobiercą dawnego Yes.
W zestawie przeważają oczywiście utwory z lat 1971-72, złotego okresu zespołu, ale i okresu, kiedy panowie ABWH wspólnie w nim grali. Poza ten okres wykraczają jedynie Time and a Word i Owner of a Lonely Heart (mimo wszystko nie mogli sobie pozwolić, żeby tego nie zagrać), zgrabnie zresztą przeplecione ze sobą (i z Teakbois) w jednym medleyu, śpiewanym solo przez Andersona. Zresztą – tradycji musi stać się zadość – wszyscy muzycy mają swoje benefisy: i Howe, i Wakeman, i nawet Bruford ma swoje solo (doczepione do Long Distance Runaround).
Lubię tę płytę. Lubię, mimo paru braków, z których najbardziej bolesnym jest rzecz jasna brak Chrisa Squire’a – nie tylko jako basisty (co dość oczywiste), ale i jako wokalisty - w szczególności w I Get Up I Get Down, gdzie drugim głosem musiał zaśpiewać Steve Howe, z efektem dość kiepskim. (Akurat na zarejestrowanym koncercie Chrisa zastąpił nie Tony Levin – jak na płycie i na większości trasy – ale Jeff Berlin). Lubię za łatwą do usłyszenia (chyba najbardziej u Wakemana) radość grania, w szczególności grania tych utworów – z których znaczna część nie była prezentowana na żywo tak od połowy lat 70, a ich ostatnią płytową rejestracją było Yessongs.
Z drugiej strony, tak sobie myślę – choć „plus”, czyli fragmenty ABWH, prezentują się przynajmniej nieźle, to jednak i dla publiczności, i chyba dla samych muzyków ważniejsze były tamte klasyczne utwory. I może właśnie ta trasa ABWH, i następna po Union, to był ten moment, od którego dla Yes priorytetem przestało być nagrywanie nowych wybitnych utworów, a stało się coraz doskonalsze odgrywanie starych?