Sobota z SBB – odcinek X.
Zaczęło nas to mierzić… Tak w jednym z wywiadów Józef Skrzek wspominał powody zakończenia przez zespół działalności w roku 1980. Ciężkie, wyczerpujące trasy (tak w kraju jak i za granicą), coraz bardziej odczuwalne zmiany w obrębie muzyki popularnej (narastająca popularność disco i punku), a pewnie i pozostała dwójka odczuwała ograniczenie dominującą, hegemoniczną rolą Skrzeka w dziedzinie kompozycji… Zanim jednak zespół SBB zszedł z muzycznej sceny, nagrał zimą 1980 jeszcze jedną płytę. No i zmienił skład: doszedł gitarzysta Sławomir Piwowar (znany m.in. z zespołu Aerolit Czesława Niemena), Antymos miał być przekwalifikowany na basistę (w tej roli występował na niektórych koncertach w roku 1980). Ostatecznie po koncercie w Marburgu jesienią 1980 zespół zakończył działalność (czy raczej, jak się potem okazało, pierwszy etap tejże).
„Memento z banalnym tryptykiem” jest nieco inne od poprzednich płyt zespołu. Na poprzednich płytach grupy mieliśmy albo dzieła zespołowe, (a w zasadzie spontaniczne zespołowe improwizacje oparte na mniej lub bardziej konkretnej podstawie w postaci zwięzłej kompozycji), albo kompozycje Józefa Skrzeka – utwory autorstwa pozostałej dwójki można było odnaleźć jedynie wśród dodatków na remasterowanych reedycjach CD. Tym razem każdy z muzyków dostał dla siebie kawałek tortu, tzn. fragment pierwszej strony płyty winylowej; stronę drugą wypełniła kolejna rozbudowana suita Skrzeka.
Utwór Skrzeka również otwiera całą płytę. „Moja ziemio wyśniona” jest ciekawie skonstruowana: jest i podniosła, typowo Skrzekowa pieśń, i zmiany tempa i nastrojów, i dynamiczny pasaż instrumentalny, i cały czas ładnie podgrywająca sobie gitara (Antymos chętnie wykorzystuje tu patent z wielokrotnym powtarzaniem prostej frazy gitarowej, w finale wspólnie z Piwowarem gra też ładne solo; zresztą, po szeregu albumów zdominowanych przez instrumenty klawiszowe, na całym "Memencie" jest dużo gitarowych dźwięków). Znów, jak to u Skrzeka, poszczególne części tej złożonej kompozycji są dość luźno powiązane melodycznie ze sobą. Potem swoją twórczość prezentują pozostali muzycy zespołu. „Trójkąt radości” to nieco jazzowy w klimacie popis Piwowara, na gitarze akustycznej (w pierwszej części) i elektrycznej (w drugiej), pozbawiony rytmu, z dość oszczędnym klawiszowym tłem. „Strategia pulsu”, autorstwa duetu Antymos-Piotrowski, to żywiołowa kompozycja w stylu elektrycznego jazzu fusion, z wyeksponowanymi łamańcami rytmicznymi. W pewnym momencie dołącza Skrzek na harmonijce i całość dość płynnie przechodzi w bluesrockowy popis.
Na koniec zaś mamy tytułową suitę. Jeden z zespołowych evergreenów, w zgrabnie skróconej wersji chętnie wykonywany przez SBB na żywo. Rozpoczyna się delikatnym wprowadzeniem tematu, który później podejmą w podniosły, monumentalny sposób syntezatory. Ten temat w różnych wariacjach będzie potem powracał; uzupełni go m.in. subtelny klawiszowy pasaż z nieco melotronowym brzmieniem tła, część śpiewana – typowa dla Skrzeka majestatyczna pieśń z należycie mgławicowym tekstem Juliana Mateja oraz najbardziej porywający fragment płyty: wściekle ekspresyjne gitarowe solo Apostolisa wieńczące całość. Utwór ma znów dość luźną, kolażową budowę, mimo pojawiającego się co jakiś czas przetwarzanego na różne sposoby (w tym – różnie przyjmowany przez fanów – jakby nieco musicalowy fragment z oklaskami i nuceniem tematu przez muzyków).
Ta kolażowa budowa dotyczy zresztą całej płyty: na pewno nie jest to album spójny, każdy utwór wydaje się być z nieco innej bajki, mimo spinającej całość albumu klamry – fragmentu z „Pochwały kobiet” Straussa. Zresztą, ta kolażowość działa na korzyść „Mementa”: jest to jedna z tych płyt, na której trudno przewidzieć, co za chwilę się stanie, jaki fragment pojawi się w następnej kolejności. Jest to może płyta, jako całość, nieznacznie słabsza od znakomitej poprzedniczki; co nie zmienia faktu, że Skrzek i jego czeladka pożegnali się ze sceną w wyśmienitym stylu.
Kompaktową, remasterowaną reedycję płyty uzupełnia nagranie pochodzące z jesieni 1980 – nowa, zmieniona wersja „Z których krwi krew moja”. Zaaranżowana jest nieco subtelniej niż na albumie „Pamięć”, pojawiają się instrumenty akustyczne, a całość ma dość specyficzny, nieco właśnie „jesienny” nastrój.
W następnym odcinku: "Live 1993" – czyli nowa dekada, nowy skład i stare kompozycje.