Riverside to formacja, której nie trzeba przedstawiać fanom progresywnego grania z kraju nad Wisłą, co ciekawe, w krajach położonych nad innymi rzekami, zespół ten jest równie dobrze znany. Z istotnych i wartych przytoczenia faktów na pierwszy plan wysuwa się data rozpoczęcia działalności pod nazwą zaczynającą się na R – rok 2001. Nietrudno zauważyć, że w Anno Domini 2011 wypada dziesięciolecie rzekobrzeżnych, muzycznych harców.
Niezmiernie cieszy fakt, że oprócz jubileuszowej trasy, której atrakcyjność podniosły występy uznanych, europejskich zespołów, pojawiła się również płyta. Krążek to nie byle jaki, bo naszpikowany symboliką, na którym oprócz muzyki, można dostrzec porozumiewawcze skinięcie głową skierowane w stronę oddanych słuchaczy.
Memories In My Head jest przede wszystkim bardzo ładnie wydane. Witają nas szarobure barwy, zagrzebany w glebie zegarek i dwie postaci widoczne blisko linii widnokręgu. Zastanawiam się czy to nie ojciec mówiący do syna ‘Look at this field my son, deserted, empty place...’ z utworu Forgotten Land. Kto wie? Dużą uwagę odbiorców skupił wspomniany zegarek, naniesiony również na zawarty w opakowaniu poliwęglanowy krążek, a może nie zegarek sam w sobie, a godzina, którą wskazuje: dziesięć po dziesiątej (i dziesięć sekund również). Bardzo ciekawy pomysł na przypomnienie ile dokładnie lat minęło od powstania zespołu. Kolejnym miłym akcentem jest nawiązanie nie tylko za sprawą tytułu, ale również czcionki do wydanego w 2005 roku minialbumu zatytułowanego Voices In My Head, który początkowo miał zaistnieć jako prezent dla fanklubu, a ostatecznie został wydany jako płyta ogólnodostępna.
Na krążku znalazły się trzy nowe kompozycje o łącznym czasie trwania przekraczającym trzydzieści dwie minuty. Zaczynamy od Goodbye Sweet Inocence, czyli utworu który długo się rozkręca. Na początku pojawiają się szumy, szmery, pojedyncze dźwięki, które powoli zaczynają tworzyć melodię. Pojawia się też tekst, którego można było oczekiwać po takiej wyjątkowej płycie. Kiedy coś się kończy, coś innego się zaczyna. Pozostaje tylko wierzyć, że kolejne płyty nie będą naznaczone progresem twórczym, ale nie zdecydowanym odcięciem się od tego, co było. Nie sposób również nie dostrzec, czegoś co zawsze bardzo ceniłem w twórczości Riverside a mianowicie pozytywnego wydźwięku, pomimo całego tego związanego z życiem bólu, niepewności.
I know it hurts
The sky has fallen down
I know it hurts
Flowers have died back
I know it hurts
But look at the sun
It’s about to rise again
Living In The Past, czyli pozycja numer dwa to kolejny rzekobrzeżny, muzyczny kolos. Piękna rozwijająca się kompozycja, z ciekawymi partiami gitary, klawiszy, z niesamowitymi momentami i orientalnymi wstawkami. Klimatyczny, wciągający, z idealnie wyważonymi środkami muzycznej ekspresji. Zaskakuje mocniejszy, psychodeliczny fragment z wysokim wokalem, który równie duże wrażenie wywiera na żywo. Na zakończenie pozostaje nam Forgotten Land utwór o ludzkiej pysze, który wziął udział w promocji drugiej odsłony gry Wiedźmin. Tutaj też pojawia się małe wokalne zaskoczenie w postaci wzmocnionego i niezwykle ekspresyjnego śpiewu Mariusza. Życzyłbym sobie więcej takich momentów na kolejnych krążkach. Sam utwór to przykład kompozycji, która nie musi być wybitnie skomplikowana, żeby cieszyć i radować wszystkie odpowiedzialne za odbiór muzyki części ciała.
Memories In My Head – album, będący podsumowaniem pewnego okresu, zawierający te wszystkie cenione przez słuchaczy elementy, które stały się znakiem firmowym Riverside (nastrój, emocje, klimat, piękne, rozbudowane kompozycje), okraszony tym, co może nas czekać (eksperymenty z wokalem). Pozostaje jedynie wierzyć, że postaci umieszczone na okładce, podobnie jak zespół, nawet jeśli zmierzają w kierunku przeciwnym do położenia zegara (tego co minęło), to o nim nie zapomną.