Memories of Machines to projekt, którego trzon stanowi Tim Bowness z Giancarlo Errą, znanym z Nosound. Gdy parę miesięcy temu pojawiły się wieści, iż obaj panowie od jakiegoś czasu pracują nad wspólną płytą od razu się tym zainteresowałem i cierpliwie wyczekiwałem jej premiery.
Warm Winter składa się dziesięć pięknych, spokojnych pełnych uroku kompozycji. Całości dopełniają piękne, jak zawsze osobiste i życiowe teksty, zaśpiewane łagodnym, trochę melancholijny głosem Bownessa. Miłośnicy twórczości No-Man oraz Nosound sięgną po to wydawnictwo z należytą pobożnością. Zaś ci, których mierzi głos Brytyjczyka i muzyka Włocha, a znam kilka takich osób, odrzucą go niestety w przedbiegach. Jak napisano we wkładce – materiał powstawał w różnych miejscach na świece (Szwecja, UK, Estonia, Ameryka Północna, Włochy) od wiosny 2006 do późnej jesieni 2010 roku. Z całą pewnością warto było czekać na ten album, aczkolwiek od strony muzycznej niczym nie zaskakuje. Jest to album mniej więcej taki, jakiego się spodziewałem po tej dwójce muzyków. Ale zaznaczam, że nie jest to zarzut.
Wydawnictwo jest bardzo spójne, dopracowane i trzymające poziom w każdym utworze. Nie ma tutaj jakichś słabych momentów, czy utworów dobranych przypadkowo. Na początek dostajemy piękną, szepczącą miniaturę „New Memories of Machines”, która jest niby zapowiedzią kolejnych historii. Utwory z Warm Winter głównie opowiadają o relacjach międzyludzkich, związkach, o ich rozpadaniu („Before We Fall”), walce i próbach utrzymania relacji, które są („Lucky You, Lucky Me”) i tworzeniu nowych („Change Me Once Again”).
Zastanawiać może obecność utworu zatytułowanego... „Schoolyard Ghosts”, czyli tak samo jak tytuł ostatniego albumu No-Man. Był to jeden z pierwszych utworów, które Bowness w 2007 roku napisał na powstający wtedy album wspomnianego projektu. Równolegle powstał także kawałek „Beautiful Songs You Should Know”, który to Wilson zdecydował się zawrzeć na wymienionej płycie. Przy okazji nagrywania pierwszej płyty Memories of Machines zdecydowano się ponownie po niego sięgnąć – jak przyznał artysta – w nieco zmienionej formie, tak aby bardziej pasował do pozostałych kompozycji Warm Winter. Zresztą i „Beautiful Songs You Should Know” jest tutaj także, lecz w troszeczkę innej, jeszcze cieplejszej i wydłużonej wersji.
Na tej płycie zawarte jest wszystko to, co znamy z macierzystych projektów obu utalentowanych panów. Mamy tutaj ciepłe dźwięki elektroniki, subtelne gitarowe solówki, dużo delikatnych partii klawiszowych, a wszystko to otoczone dźwiękami wiolonczeli. Twórczość Bownessa znam od ponad dekady i jest to jeden z tych artystów, którzy nawet gdy nagrywają którąś z kolei podobną do siebie płytę to potrafią słuchacza zauroczyć, zahipnotyzować. Jest w tym jakaś nie do końca zrozumiana magia, bo wciąż ta muzyka mi się podoba.
Do zapoznania się z albumem zachęca też z pewnością imponująca lista gości, których jest tutaj co nie miara. Oprócz stałych współpracowników Tima, w postaci m.in.: Stevena Wilsona, który zmiksował całość, a także zagrał piękną, przejmującą gitarową solówkę oraz partię klawiszy we wspomnianym „Lucky You, Lucky Me”, Petera Chilversa, Michaela Bearparka, Stephena Bennetta („Schoolyard Ghosts”), czy Colina Edwina („At The Centre Of It All”). Pojawia się tutaj w roli gitarzysty Peter Hammill („At The Centre Of It All”) oraz Robert Fripp (genialny soundscape w utworze „Lost And Found In The Digital World”, którego zresztą artysta jest współtwórcą). W dwóch utworach: „Before We Fall” oraz w tytułowym „Warm Winter” na perkusji zagrał „Huxflux” Nettermalm – perkusista szwedzkiego Paatos.
Propozycje tandemu Bowness/Erra zawierają kwintesencję tego, co najlepsze z ich dotychczasowego muzycznego dorobku. Może nie będzie to najlepsza płyta tego roku, aczkolwiek na pewno warto po nią sięgnąć. Nawet, jeśli od razu nam nie zasmakuje to działa podobnie jak wino – z czasem będzie lepsza.