O tym, że Opeth lubi wydawnictwa DVD, nie trzeba przekonywać nikogo, kto choć trochę interesuje się działalnością zespołu ― zarówno wydane w 2008 roku The Roundhouse Tapes, jak i starsze o pięć lat Lamentations potwierdzały klasę zespołu i za każdym razem ukazywały Szwedów w nieco innym świetle. Jakie atrakcje czekają nas zatem przy okazji In Live Concert At The Royal Albert Hall?
Rzeczą, która wręcz uderza odbiorcę po otwarciu pudełka, jest dość skromna ― żeby nie powiedzieć „ascetyczna” ― oprawa graficzna, i to zarówno w wydaniu podstawowym, jak i tym rozszerzonym (fajerwerki znajdziemy dopiero na limitowanym wydaniu z płytami winylowymi, za które niestety trzeba słono zapłacić). Nie sposób jednak oprzeć się wrażeniu, że to celowy zabieg. Zespół zdaje się puszczać do widza oczko ― czy to za sprawą świetnej okładki, stanowiącej idealną wręcz kopię zdjęcia z koncertowego wydawnictwa Deep Purple sprzed trzech dekad, czy za sprawą towarzyszącym jej napisom, czy nawet dzięki kolorom płyt ― wszystko to sprawia, że po otwarciu pudełka gęba sama nieco ironicznie się uśmiecha. I przy okazji wiadomo, na co Opeth stawia tym razem ― tylko i wyłącznie na Muzykę.
A tej jest tu masa i to w doskonałym wykonaniu, o czym można przekonać się już po obejrzeniu pierwszej płyty, stanowiącej swoisty ukłon Szwedów w stronę fanów oraz własnej twórczości. Dostajemy tutaj bowiem zagrany w całości album Blackwater Park ― płytę wyjątkową w dyskografii Opeth, dzięki której zespół zyskał całe rzesze nowych fanów i „wypłynął na szerokie wody”. Klasyczne utwory w rodzaju „The Drapery Falls” czy „Bleak” brzmią tutaj niezwykle świeżo i przestrzennie, a nieco przearanżowany „Harvest” na długo zapada w pamięć i brzmi chyba lepiej niż w wersji studyjnej. Największym zaskoczeniem tej części koncertu nie jest jednak mistrzowska gra każdego z muzyków, powalający wręcz wokal Mikaela (jeszcze nigdy nie brzmiał tak potężnie!), czy aura swego rodzaju rytuału, towarzysząca repertuarowi, ale… brak słynnej już tu i ówdzie konferansjerki frontmana:) Kontakt z publicznością wypada zatem w pierwszej części koncertu na minus…
… czego nie można powiedzieć o dalszej części koncertu, zamieszczonej na drugiej płycie. Dopiero tutaj widzimy Szwedów w ich żywiole, towarzyszącą ich występom lekkość i w pełni rozpostarte skrzydła. Jak na jubileuszowe wydawnictwo przystało, dostajemy przekrojowy set, w którym znalazło się miejsce dla reprezentantów każdego studyjnego dzieła Opeth. Można zatem odpłynąć przy dźwiękach odświeżonego „Forest Of October” czy „Advent” („Black Rose Immortal” już się chyba w wersji „live” nie doczekamy ;) ), poskakać po pokoju w rytm „April Ethereal” czy „Wreath”, czy wyciszyć się przy „Hope Leaves” i „The Lotus Eater”. Słowem ― wszystko, co w Opeth najlepsze znajdziemy właśnie w drugiej części koncertu. Tutaj też wreszcie można zauważyć to, do czego zespół przyzwyczaił nas na swoich koncertach ― sceniczny luz, specyficzne poczucie humoru i doskonały kontakt z publicznością. Oto Opeth, jakiego znamy i kochamy.
Szwedzi uraczyli nas świetnym wydawnictwem, obok którego żaden fan zespołu nie powinien przejść obojętnym krokiem. I choć pierwsza część koncertu może nie do końca oddaje „sceniczne zwierzę” drzemiące w Opeth, to już druga odrabia straty z nawiązką. A jeśli do tego wszystkiego dodać doskonały dźwięk 5.1, świetną jakość obrazu, ciekawe ujęcia i materiał bonusowy w postaci dokumentu „z trasy” oraz wywiadu z Mikaelem, szybko okaże się, że In Live Concert At The Royal Albert Hall warto postawić na półce obok poprzednich wydawnictw DVD Opeth.