Są takie zespoły, których muzyka burzy nam krew w żyłach, na których płyty zawsze oczekuje się z nerwami. Taki jest właśnie Anekdoten, a w zasadzie był - dla mnie. Po latach oczekiwania na nowy materiał tego zespołu narobiłem sobie wielkich nadziei, a tych płyta "gravity" niestety nie spełnia.
To nie tak, że jest to zła płyta, że zespół jest w złej formie, czy też zdarzyła mu się wpadka - nie. Anekdoten zszedł po prostu już chyba na zawsze ze ścieżki, którą tak lubiłem, za która teraz tęsknie. To co lubilem zawsze w Anekdoten można by określić w trzech słowach - chaos - wiolonczela - wibrafon. Z tych trzech stwierdzeń dziś już tylko pozostał wibrafon. Dużo teraz w muzyce Norwegów spokoju, mellotronowych plam i psychodelii. Jak dla mnie jest teraz zbyt sennie, zbyt spokojnie. Płyta po prostu wieje słodką, senną nudą. Często słuchajac "Gravity", mam wrażenie, że nagle coś wybuchnie, że coś sie zacznie dziać, że nagle świat oszaleje.... i nic. Utwór dobiega do końca, a we mnie pozostaje niesmak. Wiolonczela jeśli się już pojawia to schowana w tle, prawie na granicy słyszalnosci i spełnia tę samą rolę co mellotron - plami.
Cóż pozostaje mi sie już chyba tylko pogodzić z odejściem Anekdoten, czasem spoglądać w ich stronę i wyłapywać perełki, którymi będą mnie od czasu do czasu obdzielać...