Dziś przypadło mi w udziale skreślenie kilku słów o płycie jak dotąd ostatniej i jest mi z tego powodu nader przyjemnie.
Candra rozpoczyna się dosyć ciężko tudzież zgiełkliwie biorąc pod uwagę zawartość całości - linie wokalne Maji nadają jednak kompozycji firmowego wygładzenia, stanowi to udany kontarst w stosunku do wysiłków sekcji instrumentalnej. Luna II jest już aranżacyjnie znacznie mniej zakręcona i nawet przesterowany momentami głos wokalistki nie odbiera tej kompozycji cechy dość typowej Moonlightowskiej piosenki nie silącej się na jakieś większe ambicje. Trzeci w kolejności track przypomina o obsesyjnym (począwszy od drugiego krążka) pomyśle utworów skupionych wokół postaci Meren-Re. Wybrzmiewa bardzo przyjemna balladka z owym onirycznym akcentem w głosie Maji - techniką często i z powodzeniem stosowaną. Prawdę mówiąc, jak do teraz, Candra niczym szczególnym mnie nie zaskoczyła ni też specjalnie nie zachwyciła, niemniej oto wchodzi Body Dialogue. Znów charakterystycznie zwiewne zwrotki, po których jednak następuje mocny i prześliczny wokalnie refren - niby też nie jest to nic szczególnie wydumanego acz chwyta za serce. Końcówka kawałka zwiastuje ciągoty w kierunku frapującego ambientu, który zostanie jeszcze rozwinięty na tym krążku. Jakby dla uspokojenia To See Yourself niemal w całości opiera się na dobrze znanych wokalnych harmoniach Maji - znów Moonlight z wybitnie odciśniętą, firmową pieczęcią. Było nieco sztampowo? Sztampa się kończy wraz z Asuu. Dziwny, industrialny ambient na początek, potem klawiszowe zagrywki o odcieniu delikatnie psychodelicznym, wreszcie, kolejny raz, przesterowany wokal, wielkie zawirowania dynamiczne - brzmi to jak niebanalna, progmetalowa suita i to z gatunku tych lepszych. Troszkę repetycji jako przyprawa do budzącego szacunek dania. Jestem pod wrażeniem, choć styl gitary (gdyby jeszcze spotężnić brzmienie) jakoś tak kojarzy mi się z panem Matheosem (może to i dobrze :-) Po tym małym szaleństwie album powraca na znajome ścieżki. Bardzo podoba mi się klawiszowy podkład w Luna - uwielbiam takie "pulsujące" plamy tworzące niby li tylko tło. Zespół poznaje się nie po tym jak zaczyna, ale jak kończy - finał Candra godzień jest wielu zachwytów. Smutna, znana już ballada snuta przez Maję na tle cudownego podkładu smykowego i tak robi spore wrażenie.
To już naprawdę koniec? - dobrej nocy Meren - Re, byłaś z nami tak długo, niemniej to może być koniec. Wczuty w klimat chwili mógłbym jeszcze napisać kilka okołomuzycznych wersów, ale właściwie po co? - "Słowa choć mają ambicję tworzenia... to tylko słowa". Nie napiszę już nic więcej.