Bardzo cieszy mnie fakt pojawiania się w światowej dystrybucji albumów wydawanych przez nieznane, pochodzące z odległych i dość egzotycznych jak dla mnie regionów świata zespoły, bardzo często okazuje się bowiem, że inkorporując do swojej twórczości unikalne elementy kultury danego obszaru udaje im się stworzyć coś naprawdę ciekawego i pięknego zarazem. Artsruni jest właśnie takim kolektywem profesjonalnych, wykształconych muzyków, wywodzących się z Armenii i skupionych wokół lidera Vahan’a Artsruni, który oprócz tego, że doskonale gra na gitarze jest w swej ojczyźnie także uznanym kompozytorem i poetą. I mimo że w ogóle nie znam się na tradycyjnej muzyce z Armenii, to zawartość płyty „Cruizad” niewątpliwie w pewnych momentach silnie nawiązuje do tamtejszego folkloru, choć moje pierwsze wrażenie było zgoła odmienne i dość jednoznaczne – Camel!! Przede wszystkim za sprawą bogatych partii fletu i pogodnych bajkowych melodii na nim granych, tak charakterystycznych przecież (głównie) dla wczesnego okresu twórczości Wielbłąda. Zasadnicza różnica natomiast tkwi w sposobie gry i brzmieniu gitary, Artsruniemu bowiem znacznie bliżej jest do typowo rockowego stylu, prezentowanego przez takich wymiataczy jak Vai, czy Satriani, niż do kojących, bluesowych dźwięków gitary Latimera. Obrazu muzyki zespołu dopełnia fantastyczna, często wysuwająca się na pierwszy plan i grająca niemal z fusionowym zacięciem i manierą sekcja rytmiczna. Mamy tu więc dość eklektyczną mieszankę, gdzie skoczne, folkowe melodie współgrają z instrumentalną ekwilibrystyką i prog-rockowym duchem. Mimo tego całość jest bardzo spójna, tak że przez ponad trzy kwadranse mamy do czynienia z równą i utrzymaną w dość jednolitym stylu grą. Absolutnie nie znaczy to jednak, że sięgając po tę płytę poczujecie znużenie, bowiem ilość zmian tempa, aranżacyjnych smaczków, czy świetnych melodii jest tu naprawdę imponująca. Do tego dochodzą spore umiejętności i duża elastyczność każdego z muzyków, dzięki czemu dźwięki na „Cruizad” zmieniają się jak obrazy w kalejdoskopie: raz prowadzi flet, raz gitara elektryczna, czy akustyczna, a całkiem sporo także basowa. Niewątpliwie na tle całości wyróżniają się dwa utwory: „Im Ser” i „Call of Wind” – jedyne zawierające partie wokalne, zaśpiewane zresztą przez samego Vahan’a. I zgodnie z tym co się rzekło na początku niniejszego tekstu są to właśnie momenty, w których muzyka grupy najbardziej zbliża się do folku, zwłaszcza, że są one zaśpiewane w rodzimym języku artysty. W ogólnym rozrachunku sam więc już nie wiem, czy powinienem polecać ten krążek bardziej fanom folk-rocka, fusion, czy np. muzyki gitarowej… Z czystym sumieniem polecam ją więc wszystkim, tym bardziej, że w moim skromnym odczuciu Artsruni nagrał naprawdę świetny album, dużo lepszy niż np. ostatnie dokonanie, poruszającej się w podobnej stylistyce, dobrze znanej grupy Focus. Ponad czterdzieści pięć minut bardzo solidnego i pomysłowego grania, podobnie zresztą jak na wydanym niemal równolegle albumie koncertowym „Live Cuts”, który niniejszym również polecam. ;-) No dobra, recesja w świecie panuje, to i recki stają się krótsze – mocna siódemka; i zapraszam do słuchania.