Nazwa Wappa Gappa może być znana co bardziej dociekliwym miłośnikom progresywnego grania. Ta tokijska grupa istnieje bowiem na scenie już od 12 lat i ma na swoim koncie trzy studyjne albumy. Zadebiutowali w 1996 roku krążkiem „Yamatai” (znanym także pod tytułem „Air from Mount Fuji”), który w ciekawy sposób łączył wpływy symfonicznego rocka i pop z daleko-wschodnią egzotyką. Dzięki temu zespół dostrzegli ludzie z Musea Records, dla której to ukazują się kolejny płyty formacji: najpierw „Myth” w 1998 r., a następnie, w roku bieżącym, krążek zatytułowany po prostu „Gappa”.
Właściwie muzyka grupy nie ma wiele wspólnego z avant-progiem, którym się ostatnio zajmuję, plasując się raczej w – niezbyt lubianych przeze mnie – okolicach nurtu rocka symfonicznego, pokroju Yes, ELP czy Renaissance. Mimo to album ten dostarczył mi sporo pozytywnych wrażeń i wciąż z dużą chęcią do niego wracam. Zgodnie bowiem ze swoją nazwą, która w luźnym tłumaczeniu oznacza „zrywanie kajdan”, muzycy Wappa Gappa prezentują bardzo otwarte podejście do uprawianego stylu i potrafią w dość nieciekawą formułę przemycić wiele ciekawych wpływów. Tak więc, obok miejscami nieco zbyt wybujałych, rażących wtórnością i pretensjonalnością partii klawiszy (fani symfoniki proszeni są o pominięcie powyższego stwierdzenia), w muzyce zespołu można usłyszeć także aranże i rozwiązania, których normalnie nie spodziewałbym się na tego typu wydawnictwie. Moim cichym faworytem jest gitarzysta, który posiada fenomenalne wyczucie i swoją grą doskonale potrafi urozmaicić materiał zawarty na płycie. Tachibana z równą lekkością serwuje tu cięższe, nieco dysonansowe riffy w stylu RIO, jak i piękne, emocjonalne solówki godne Gilmoura, czy Latimera. Jego gra to niewątpliwie jeden z jaśniejszych punktów tych nagrań, choć pozostali muzycy nie pozostają daleko w tyle… Rewelacyjna gra sekcji skrzy się od zróżnicowanych i złożonych podziałów rytmicznych, przywodząc na myśl wykonawców z gatunku jazz-fusion (nie na darmo Hiroshi Mineo jako najbardziej szanowanego muzyka wymienia Billy’ego Cobhama), natomiast żeński wokal w ojczystym języku Kraju Kwitnącej Wiśni nadaje całości urokliwego posmaku egzotyki. Tamami Yamamoto posiada ponadto silny i wyrazisty głos, miejscami nieco w manierze Kate Bush, jednakże jej sposób śpiewania, oparty na dość prostych liniach melodycznych, bez użycia chórków, czy złożonych harmonii, na dłuższą metę może wydawać się nieco jednostajny.
Niewątpliwie jednak najciekawszym aspektem muzyki Wappa Gappa jest ów kontrapunkt między wiodącymi melodiami klawiszy i wokalu, a nietypową grą gitary i sekcji. Przenikanie się tych dwóch sfer i ich swoista integracja, burzą tradycyjny porządek utworów i nadają płycie ciekawy i oryginalny szlif, przy zachowaniu jednak sporej przebojowości materiału. Warto w tym miejscu nadmienić, że – jeśli wierzyć informacjom zawartym w booklecie – autorką całości jest wokalistka, Tamami Yamamoto. Zważywszy na złożoność i wielowymiarowość kompozycji wydaje się to nieprawdopodobne, aczkolwiek w przypadku Japończyków nic mnie już chyba nie zadziwi… Dobry krążek, który polecam przede wszystkim fanom symfonicznych brzmień, choć nie tylko…