Zupełnie nie wiem, czemu taka muzyka jak twórczość Heaven Shall Burn gości na artrocku. Średnio pasuje do profilu, a tym bardziej ja sam nie jestem fanem metalcore’u. Nie zmienia to jednak faktu, ze gatunek ten ma obecnie dużą rzeszę fanów na całym świecie, a HSB jest jednym z liderów nowego pokolenia melodyjnego death metalu w Europie (pochodzą z Niemiec). Nie jest to takie granie, jakie znamy choćby z twórczości In Flames (szczególnie tego IF z przełomu wieków). Tutaj blasty sączą się z głośników niemal bez przerwy, a zmasowane, powielone, krzykliwe partie wokalne nie pozostawiają wątpliwości z jaką muzyką mamy do czynienia.
Tak jak już wspomniałem, nigdy nie byłem fanem takiego grania i z pewnością po przemęczeniu „Invictusa” nim nie zostanę. Kompozycje, mimo że wszystkie energetyczne, są równocześnie jednostajne i bardzo męczące. Można wychwycić kilka ciekawych smaczków, jak solówki, sprawne partie perkusji, czy klimatyczne zwolnienia, ale nie wybija się to ponad bezkształtną masę nowoczesnego, hałaśliwego grania. A i te smaczki nie są w gruncie rzeczy czymś nowym, zaskakującym… Tylko dla fanów!