Przyznaje się – na początku zostałem odrzucony. „Nuuudaa” pomyślałem, przysypiając przy kolejnym już utworze. Jednak kiedy płyta mimowolnie leciała 3,4,5,6 raz (tak, to możliwe!), coraz mniejszą ochotę miałem, aby cisnąć nią o ścianę. „A niech sobie leci!” pomyślałem, przytakując nóżką, podśpiewując, cały w skowronkach. Później zacząłem rozpoznawać nawet kawałki, zapamiętałem, że na CD1 najlepsze są „The Observer”, „Dirt”, „Everyone Wants To Rule The Word”, a na dwójce (znacznie lepszej) „It’s All About Money”, „Everybody Is Trying To Sell You Something”, czy „People…”. Jak zauważyliście, przesłanie albumu jest jednoznaczne. Polityka jest ble, telewizja i radio chcą nas okraść i oszukać, nikt się nie troszczy o zwykłego obywatela, liczy się tylko pieniądz, ogólne zepsucie świata. Ehh panie Stolt, kiedy tak patrzę na „Wall Street Voodoo” a potem na tytuł 4 kawałka na drugiej płycie, nachodzą mnie czarne myśli. Przecież ten album nie musiał wcale powstać. Nikt by się nie obraził. No dobrze, ale skoro już jest, naszym zadaniem jest wyrazić swoją opinię o nim. W moim wypadku, płyta kręci się już od kilku dni, a ja wygrzebałem stare nagrania z czasów ojca, wymyślne i nadęte jazzowe kompilacje murzyńskich czarodziejów czy szalone bluesowe dźwięki. Powiem Wam, że dobrze mi z tym. „Wall Street Voodoo” może rewolucji nie wprowadził, ale sprawił wiele, krótkotrwałej wprawdzie, przyjemności. Spróbujcie, może i w was obudzi się klimat sprzed kilkudziesięciu lat. Myślę, że warto.