Tych, którzy nie znają tego szwedzkiego zespołu (przynajmniej z nazwy), trzeba poinformować, że Witchery to projekt złożony z muzyków ogranych w dość znacznych skandynawskich formacjach – m.in. Opeth, The Haunted, Arch Enemy. Nie jest to jednak jakaś nowa supergrupa, bo tworzą na pograniczu thrash metalu z progresywnym mordobiciem już od 1997 roku. Ostatnio dołączył do nich nawet były krzykacz Marduka (Legion). To właśnie z nim nagrali nowy album.
Album niezły, brzmiący oczywiście bardzo nowocześnie, soczyście i klarownie. Dodatkowo usłyszymy pracę kilku znacznych gości: Kerry King, Hank Shermann, Gary Holt/Lee Altus, Andy LaRocque, Jim Durkin (Darl Angel) – zacne grono metalowych klasyków. Muszę przyznać, że poprzednich wydawnictw nie pamiętam zupełnie, więc nie mogę porównać. Bazując tylko na wrażaniu z odsłuchu nowej płyty, jest ostro, soczyście, momentami przebojowo, jednak nie jest to nic nowego, zaskakującego, czy wybitnie porywającego. Powiedziałbym nawet, że gdyby nie kilka charakterystycznych solówek w/w Panów, które nadają kawałkom klimat ich macierzystych kapel, wiałoby oklepaną, metalową nudą. A tak jest na czym ucho zawiesić, z pewnością fani Witchery łykną album od razu, inni po pierwszym zapoznaniu będą już wiedzieć, czy to rzecz dla nich.