Grozeszły się po mrokolicy
Smokropne strasznowiny:
Dziwolęk znowu smokolicy
Ponurzył się w grzęstwiny.*
"Jabberwocky", wiersz Lewisa Carrolla, obecnie mógłby być "na czasie", a to dzięki burtonowskiej ekranizacji "Alicji w Krainie Czarów". Pogoń za białym królikiem rozpaliła serce setek nowych poszukiwaczy książkowych przygód, choć wątpię, żeby ktoś docenił zawarty w niej, wielce absurdalny wiersz. Czytelnik raczej przeskoczy go wzrokiem, aby jak najprędzej kontynuować narkotyczną historię Alicji. Skąd w ogóle nawiązanie do Carrolla w recenzji "The Yumyum Tree"? Jak przyznała głowa Ozric Tentacles, Ed Wynne, właśnie tym wierszem zainspirowany jest najnowszy album Macek. Porównanie trafne, ale tak sobie myślę, czy to jedyny krążek Anglików, który mógłby pasować jako soundtrack do prozy pisarza? Czyżby jednak coś się w ich twórczości nagle zmieniło?
Nie. Ozric Tentacles wciąż brodzi w swoim ukochanym bajorku i ani myśli go opuszczać. "The Yumyum Tree" to kolejna porcja instrumentalnej, narkotycznej potrawy, stojącej na pograniczu elektroniki, psychodelii i space rocka. Nikt tutaj nikogo nie mami, żadnych większych zmian nie uświadczymy. Drobne eksperymenty oczywiście są obecne, słyszę elementy reagge w "Mooncalf", orientalne klawisze w "Magick Valley", rozbudowane progresywne solo w "Oolong Oolong" et cetera, et cetera. W każdym utworze można odnaleźć miły dla ucha smaczek, jednak o żadnej rewolucji, a nawet zmianie, mowy nie ma. To wciąż stare dobre Ozrics.
No to, jak się tego słucha? Pierwszy utwór, klasycznie, to potężna dawka energii. Z głośników dosłownie wylewa się tsunami dźwięków, które niestety szybko traci swoją siłę, wraz z kolejnymi utworami. Zaczyna przypominać spokojne morze u wybrzeży Costa Brava, nie porwie Ciebie, drogi Czytelniku, w wielką podróż, ale zaoferuje wiele spokojniejszych przygód na wyciągnięcie ręki. Utwory brzmią raczej jak jam session, sekcja rytmiczna ciągnie psychodeliczny rytm i w jego obrębie pojawiają się różne "przeszkadzajki", jakby Ed Wynne znalazł nowy efekt na gitarze lub syntezatorze i chciał go wykorzystać ot tak, w ramach sprawdzenia, czy "będzie pasować". Osobiście żałuję, że na albumie nie znalazło się więcej tak psychodelicznych i dynamicznych utworów, jak "Magick Valley", "Plant Music", czy "San Pedro". Album nie ucierpiałby od większej dawki energii. Wspomniane kompozycje uważam za jego najjaśniejsze momenty.
O ile więc cenisz sobie muzykę ilustracyjną, a nieszczególnie "siedzisz" w postrockowych klimatach, "The Yumyum Tree" może Cię zainteresować. Kto ze space rockiem nie miał nigdy kontaktu, niech posłucha wczesnych dokonań Porcupine Tree, na przykład "The Sky Moves Sideways", jest kilka podobieństw. Dobry album, po prostu, a może nieco rozgrzać przed nadchodzącym Ino-Rock Festiwal, gdzie - między innymi - Macki mają się pojawić.