Powiedzieć, że Ozric Tentacles to zespół jedyny w swoim rodzaju jest lekkim przejaskrawieniem. Nie ulega jednak wątpliwości że grupa ta, to bardzo godni kontynuatorzy tradycji starego dobrego space rocka spod znaku The Gong, Ashra Tempel czy Hawkwind. Dodatkowo kontynuatorzy wcale nie dźwiękonaśladowczy, a wrażliwi na nieustannie płynący czas. Świadczy o tym znaczący wkład w wytworzenie schematów elektronicznej muzyki transowej i rytmicznego ambientu.
Ozric Tentacles wywodzą się z tak zwanej angielskiej sceny festiwalowej Stonehedge lat ‘80. W tych czasach skład zespołu zmieniał się wielokrotnie, zawsze jednak na straży pozostawał kreator całego projektu – gitarzysta Ed Wynne. Rotacje personalne ustabilizowały się dopiero pod koniec plastikowych lat. Oprócz Ed’a znaleźli się tam – brat Roly, Paul Hankin, Merv Pepler, John Egan, Joie Hinton i Steve Everett - tworząc jednocześnie najsłynniejszy skład zespołu, który z niewielkimi zmianami przetrwał do 1994 roku. (Kiedy to perkusista Merv i klawiszowiec Jolie zajęli się, na pełny etat, swoim projektem Eat Static, ale o tym w następnej recenzji).
To właśnie w tej konfiguracji powstała, w 1990 roku, moim zdaniem, najlepsza płyta zespołu – Erpland.
Co znajdziemy na Erpland, czego na próżno szukać na innych, licznych albumach Ozriców?
Odpowiedź nie zdziwi chyba fanów i znawców tego zespołu:
Nic...
no... prawie nic...
Główna krytyka Ozric Tentacles skupia się na utyskiwaniach pod adresem wtórności samej muzyki. Od pierwszego studyjnego albumu - Pungent Effulgent zespół właściwie nie poczynił prawie żadnych kroków aby modyfikować swoje, bądź co bądź, oryginalne, zielone brzmienie.
Oczywiście można na siłę znaleźć pewne kosmetyczne uzupełnienia, można powiedzieć, że jedna płyta jest bardziej etniczna, a inna bardziej jazz-rockowa, jednak specyfika samych kompozycji pozostaje zawsze taka sama. Na pocieszenie dodam tylko, że Pendragon space-rocka, potrafi, mimo ewidentnej wtórności i regresywności, uczynić każdy następny album, na swój sposób, fascynujący. Dzięki temu brak nowych rozwiązań i ogólnego podejścia do układania nut, przestaje być problemem.
Dlaczego więc Erpland?
Przede wszystkim jest to jedna z najdłuższych płyt Ozriców. Nie lubię zbytnio rozwlekłych albumów, ale w przypadku, takiej pełnej pulsu, płynącej muzyki, czas szybko przestaje mieć znaczenie i wręcz chce się żeby transcendentalne doznania trwały i trwały.
Oprócz tego jest to album bardzo zróżnicowany, eklektyczny. Obok trademarkowych Gongowych podróży i psychodelicznych kraut-rockowych jamów, mamy tutaj wiele nawiązań do muzyki świata – głównie w postaci arabskiego Mysticum Arabicola, wielu momentów tubylczego bębnienia, gamelanowego dzwonienia, jamajskiego plumkania, czy wreszcie, nieco ogranego dzisiaj, hinduskiego brzdąkania. Etnicznego charakteru nadają też świetne partie, różnego rodzaju instrumentów dmuchanych Johna Egana, a także sample wrzasków dzikich pelmion, śpiewów egzotycznych ptaków, szumu wodospadów, czy bzyczenia owadów. Dzięki temu zabiegowi wielokrotnie wydaje nam się że Ozric Tentacles dokonuje swoistej ‘muzyfikacji’ nieokiełznanej zwrotnikowej puszczy. Pejzaż ten dopełniają, pełne mistycyzmu, ambientowe przestrzenie klawiszy i analogowe wiry Joliego Hintona.
Godną odnotowania rolę spełnia też gitara basowa. Pulsujące, często dubowe, loopy dodają kompozycjom motoru i niezbadanej głębi. Zabieg ten może kojarzyć się z grą Colina Edwina z Porcupine Tree, Billa Laswella, czy Ryana Moore’a - twórcy Twilight Circus, obecnego także na wielu płytach Legendary Pink Dots.
Nie należy oczywiście zapominać o roli ojca Ozriców - gitarzysty Ed’a którego dosyć unikalny styl - hybryda dwóch Steve’ów – Vai’a i Hillage’a - przyczynia się do dryfującej ale porywającej dynamiki takich utworów jak Eternal Wheel, Erpland czy reggaeowego Iscence.
Te wszystkie aspekty składają się na jeszcze jeden ważny konkret. Utwory Tidal Convergence, Crackerblocks, The Throbbe, Valley of a Thousand Thoughts i A Gift of Wings to nic innego jak nieco urockowione, modne w latach ’90 ambient-transowe/dubowe wynalazki. Jednak zwracając uwagę na datę powstania Erpland, należy chyba przyznać że Ozric Tentacles był obok Astralasii, Future Sound of London czy KLF, jednym z pionierów takiej właśnie muzyki.
Właściwie wyżej widniejąca recenzja jest niejako tekstem uniwersalnym. Z powodzeniem można pod Erpland podstawić prawie każdy inny album grupy. Gruntowna redakcja treści nie będzie niezbędna.
Dlaczego jednak, to właśnie ze wszystkich dokonań Ozric Tentacles najbardziej cenie sobie Erpland, ciężko podać mi tu jakąkolwiek nową przyczynę, nie wpadając w porównawczy i osobisty patos. Erpland uważam po prostu za tą najlepszą i niech tak minimalne stwierdzenie zostanie ostateczne...