Był sobie koncert. 25 czerwca 2008, Chicago. Dla Liquid Tension Experiment, które właśnie wraca na scenę (przynajmniej live), miał to być występ jak inne. Kiedy nagle keyboard Jordana Rudessa broke down. No Panic. Gramy dalej. Improwizujemy. I tak prawie 60 minut. W między czasie Jordan poza sceną próbuje wraz z inżynierami firmy Roland ustalić przyczynę usterki. Oczywiście pomiędzy kawałkami Mike naśmiewa się z tego zdrowo. Funny.
Liquid Trio Experiment w nieco zmienionym składzie – tym razem ze składu wypadł na chwilę Jordan Rudess, a trio Portnoy/Levin/Petrucci dała popis swoich umiejętności. Rok później wydała to wytwórnia YsteJam Records, która jak wiadomo nie przepuści, żeby nie wypuścić na rynek jakiegoś rarytasu czy bootlega live dla fanów Dream Theater i spółki. Well… to że panowie improwizować potrafią, że są znakomitymi muzykami, a przy tym na tyle wyluzowanymi i lubiącymi muzykę kolesiami, że mogą grać wszystko – od klasycznego jazzu, przez bluesowe pasaże gitarowe, przez metalowe klasyki aż po thrashowe hity sprzed lat, to WIEMY. Ba, gdyby kazano im odegrać ostatni album Marduka, z pewnością uczyniliby to z klimatem. W końcu Petrucci ceniony jest na świecie nie przez swoją szybkość i technikę, nie przez obwód bicepsa, ale przez swoją uniwersalność – czuje bluesa, kuma czaczę. Tym razem jednak panowie oddali się luźnej improwizacji i … za bardzo nic z tego nie wyszło. Godzina łomotu Mike’a, przeplatana ultra solówkami Johna i pluskaniem Tonego. Co z tego, że z pewnością technicznie jest to genialne? Znamy już tych panów na wskroś i nie zaskoczyli nas tutaj niczym. No może poza zamianą intrumentami na ostatni kawałek (Jordan ukradł gitarę Johnowi, a ten Tony'emu). Widać to dobrze tutaj:
http://www.youtube.com/watch?v=bFjP212teJs&feature=related
Owszem, posłuchać można, dla wyluzowania się, postukania w rytm nóżką i powzdychania nad tzw. „mad skillz” muzyków. Na więcej nie mam czasu ni ochoty. Ciekawostka i rarytasik tylko dla fanów onanizmu instrumentalnego spod znaku DT.