Trio. Nie 4 ale trio. Skąd? Historia jest krótka. Dekadę temu, już w trakcie nagrywania LTE2 u małżonki Johna Petrucciego wystąpił przedwczesny poród – John opuścił zespół na kilka dni pozostawiając gotową, rozgrzaną do grania trójkę w zarezerwowanym specjalnie na ten cel studiu. A że nie mogli usiedzieć bezowocnie – zaczęli „dżemować”. W sumie album powinien nazywać się „When the water broke” - ale tak nazwano historię tłumaczącą skąd jak i z jakiego powodu dane nam jest go słuchać i podziwiać. Dwa kawałki zarejestrowane podczas jamowania można było usłyszeć na LTE2 zatutułowane Chwebacca oraz Liquid Dream. Dwie kompletne powstałe wówczas kompozycje, do których John po powrocie dograł partie gitary. A reszta? Reszta leżała sobie w szufladzie i czekała na ten moment. 10Lecie (z grubsza) wydania LTE2. Utwory na tym krążku nie były skomponowane. Zostały po prostu zagrane. Nie były zapisane na innym nośniku niż DAT, nie ma ich archiwum nutowego. Nie powstały w wyniku żmudnych prac kompozycyjnych ale jako wariancja. Kombinatoryka muzyki i doświadczenia, wizji i pomysłów różnych ludzi, którzy w tym momencie nadają na jednej fali. Wstęp oczywiście zaczerpnąłem z tekstu, który w pełnej kracie przeczytacie otwierając ładnie wydanego Digipacka – przynajmniej w takiej wersji dotarło to do naszej redakcji. Co w środku? Wyżej macie listę płac oraz tracklistę.
A jak to brzmi? - wyśmienicie. Rety jak ci goście to grają! Pomyśleć że to był jam, na żywca, bez dodatkowej obróbki, czysty żywy surowy materiał. Bez edycji, bez dodatkowych mixów. Jak poszło na DAT tak zgrano na CD. I o tyle ciężej się recenzuje taki materiał gdyż raz są to nazwiska o uznanej światowej marce, dwa z uwagi na punkt wcześniejszy gdyby coś im nie wyszło co jest wątpliwe i tak większość wielbicieli zarówno muzyków jak i jamowania nie zwróciłaby na to uwagi a raczej uznała jako element fanaberii muzycznej przyzwolonej artyście. Trzy to się słucha jak doskonały rajd. 3 supermaszyny, 3 świetnych kierowców którzy nie jadą ścigając się o złote majtki, ale dla czystej frajdy przekraczania prędkości i barier. To jest jak widzieć Roberta Kubicę na tym wyższym podium, Adama Małysza z kryształową kulą, w końcu naszych piłkarzy grających o tytuł mistrza świata - no wiem, to ostatnie to fantastyka, a co pomarzyć nie można?.
Jeżeli szukacie dobrego bodźca umysłowego do nauki matematyki dyskretnej (mój ulubiony dział tej zacnej nauki) to ten album właśnie jest takim bodźcem. Brzmi groźnie prawda? Ale piękno jest w chaosie. Biomechaniczny twór jaki tworzy Liquid Trio Experiment to nie tylko element przypadku – ci ludzie spotkali się aby razem grać. Coś o sobie wiedzieli, mają bardzo bogate doświadczenie. 4 pierwsze utwory to jakby jedna całość Jedna kompozycja, nie zauważa się przejścia między utworami. Zwinne, dynamiczne, jak popieszczona promieniami UV jaszczurka. Funky, goove, noga w podłogę (Hot Rod – i wiadomo o co chodzi) - wszystko to co zwierza muzyczne uwielbiają. Ale prawdziwa jazda zaczyna się przy Cappuccino. Einstein, Newton i Graunt współczesnej muzyki wyznaczyli parę nowych kierunków, przy których transowo noise klimaty i nowa awangarda wydają się być brzmieniem trącającym myszką. Zresztą Jazz Odyssey czy Fire Dance – kosmiczna mieszanka elektroniki i klasycznego brzmienia – pianino konkuruje z generartorem fal, hammond i dużo plam oraz brzmień syntetycznych, nowoczesne zastosowanie basu (Tony's Nightmare w całości wykonany na basie ze smyczkiem), w końcu niekonwencjonalne układy perkusyjne. Stąd to porównanie do kombinatoryki. Na dobrą sprawę choć utwory są krótkie to mocno zróżnicowane. I mocno uzależniające. Nie będę się rozpisywał jak grają Ci panowie – lektura LTE/LTE2 powinna dać z grubsza obraz czego można się spodziewać po tym jamowaniu, zwłaszcza że dwie kompozycje z tych sesji figurują na drugim krążku.
Materiał na tej płycie mógłby zasilić kilka rasowych studyjnych płyt. Ale zachowano go dla potomnych. Takie granie trzeba lubić. I trzeba być geniuszem aby tak grać „z marszu”. Podsumuję je mocno kontrowersyjnym zdaniem ale mam do tego pełne prawo: mógłbym porównać granie tej trójcy do pewnego polityka z lewej strony i jego wystąpień po kielichu – były bardziej sensowne niż niektórych na trzeźwo. I podobnie tutaj, ukłon - to co wyszło jest świetne i może konkurować z wieloma produkcjami studyjnymi. Dla jednych będzie to zbiór chaotycznych dźwięków, dla innych wyraz geniuszu artystów, których podziwia się w projektach o bardziej „statycznym” komponowaniu. Dla mnie to świetny kawałek muzyki, sponton i energia, doskonały suplement do kwartetu LTE, do którego z chęcią będę wracał jesienno-zimową wieczorną dłużyzną.