Bardzo uogólniając, post rock można podzielić na dwa rodzaje: ten, w którym śpiewają nieczęsto lub jeszcze rzadziej, oraz ten, gdzie tego nie robią w ogóle. Ten drugi rodzaj również można, bardzo nieszczegółowo oczywiście, rozróżnić na post rock, w którym przeważają gitary, oraz ten, gdzie nachalnie wkrada się ambient i elektronika. If These Trees Could Talk zaś to, rzec by można, klasyczny przedstawiciel instrumentalnego, mocno gitarowego grania i w gruncie rzeczy nic ponad to nie ma do zaoferowania, lecz…
ITTCT, przede wszystkim, już na pierwszym krążku pokazali, że potrafią komponować dobre riffy i że wiedzą, do czego służą gitary. Post rock, jako styl, w którym malowanie muzycznych pejzaży ma niebagatelne znaczenie, jakby nieco odrzucił posiadające swój charakter riffy, odstawił na bok dające się zapamiętać gitarowe partie, stawiając na pierwszym miejscu dźwiękowy, pochłaniający krajobraz. „Above The Earth, Below The Sky” to idealny kompromis pomiędzy charakterystycznym riffem a klimatem.
If These Trees Could Talk debiutowało w 2006 roku płytą o takim samym tytule jak nazwa zespołu, jednak krążek ten nie ukazał jednak, jak się później okazało, całego spectrum możliwości grupy. Dopiero „Above The Earth, Below The Sky” przedstawiła kwintet z Ohio jako wartościową kapelę. To, czego na debiucie brakowało, to właśnie czarujących pejzaży, które nikły gdzieś w niezłych, choć troszkę nie posiadających własnego stylu riffach. Tegoroczne wydawnictwo posiada to, co było dobre na debiucie, dorzucając do tego niesamowity klimat. Muzyka zawarta na „Above The Earth, Below The Sky” nie nadaje się do słuchania przy czytaniu gazety czy robieniu porządków. Ona wymaga całkowitego skupienia, zachęca do zupełnego wchłonięcia, ogarnia sobą. Rzadko atakuje typowymi dla post rocka ścianami dźwięku, raczej stara się dźwiękiem czarować, nie przyśpiesza, nie zwalnia, raczej nie staje się bardzo ciężka. Ciągnie się w swoim hipnotycznym rytmie, wwierca się kapitalnymi zagrywkami gitarowymi („What’s In The Ground Belongs To You” to czysta magia), które raz są ciepłe, kiedy indziej zaś brzęczą i hałasują. Niby to nic nowego, bo tego typu patenty w muzyce stosowane są od dawien dawna, jednak ta piątka chłopaków robi to z niesamowitym wyczuciem. Słychać, że to starannie przygotowana i zagrana płyta, pozbawiona przypadkowych dźwięków, nagrana z matematyczną precyzją, ale przy tym nie pozbawiona emocji. Muzyka, która otula subtelnością i uspokaja, by zaraz potem zaatakować niepokojącym riffem i wywołać gęsią skórkę. To coś jakby wędrówka po ciemnym lesie, w którym każdy kształt i byle jaki cień wywołują strach. Ta… Nawet okładka płyty stara się oddać emocje towarzyszące słuchaniu tego albumu.
Tych dziesięć niezbyt długich kawałków niewiele się od siebie różni, ale być może właśnie ten fakt wpływa na fantastyczny odbiór płyty jako całości. Utwory niezwykle płynnie przechodzą między sobą, słychać, że jeden wynika z drugiego i każdy jest integralną częścią całości. Mało który koncept album posiada taki efekt.
Póki co, „Above The Earth, Below The Sky” to jedna z najlepszych płyt 2009 roku, jakie dane mi było słyszeć. Ha, zupełnie się nie spodziewałem, że piątka kolesi z Ohio, którzy do tej pory nagrali jedynie jedną nie za długą płytkę, będzie zdolna pokazać światu taką muzykę. Muzykę, która generalnie nie odkrywa nowych horyzontów, ale przecież nie każda płyta musi być przełomowa. Ta nie jest. Jest jednak cholernie dobra.