Ktoś kiedyś powiedział, że „Siamese Dream” jest jak paleta malarza i w tym tkwi siła i piękno tego albumu. Ciężko uwierzyć, że coś takiego powstało w tak niesprzyjających warunkach, można tu wyliczać uzależnienia, depresję i twórczą blokadę, rozpad związku gitarzysty z basistką; a to pewnie wierzchołek góry lodowej. Cokolwiek by nie mówić, w takich warunkach raczej ciężko coś sensownego zdziałać. Co jeszcze ciekawe, większość partii instrumentalnych została nagrana przez samego Corgana, z kolegów był wystarczająco niezadowolony, by kasować ich nagrania.
Ale kto nie zna tych słów?
Today is the greatest
Day I`ve ever known
Can`t live for tomorrow,
Tomorrow`s much too long
Albo:
I used to be a little boy
So old in my shoes
And what I choose is my choice
What`s a boy supposed to do?
Osoba, która nie zna „Today” i „Disarm” raczej nie może uważać, że wiele wie o muzyce rockowej czy alternatywnej. Pierwsze (i nie ostatnie) wielkie hity tego zespołu, MTV, koncerty na całym świecie i niespodziewana sława. W epoce grunge'u jednak Smashing Pumpkins stali nieco z boku, nie byli ze Seattle, lecz z Chicago. Owszem, może nieco psychodeliczne brzmienie poprzedniej płyty ustąpiło miejsca czemuś bardziej surowemu, lecz nie można uważać, że zespół chciał bezczelnie podczepić się pod panujący i popularny nurt. Raczej zrobili to inni za niego.
„Siamese Dream” to nie tylko dwa wyżej wymienione przeze mnie utwory. To też rewelacyjny „Cherub Rock” (na koncercie pożegnalnym w 2000 roku Corgan miał problem z zagraniem riffu), trochę niedoceniany, ciężki i mile zakręcony „Quiet”, przyjemnie rozkołysany „Hummer”, uroczo melodyjny „Rocket”, ślicznie zrównoważona „Soma” czy też niepokojąco agresywny, wręcz na granicy szału „Silverfuck”. Ostatni wymieniony jest najdłuższym utworem, a jednocześnie chyba pierwszym, w którym agresja Corgana osiąga pewne specyficzne rejestry drażnienia i nienawiści, ochoczo rozwijane w dalszej twórczości i w występach na żywo.
Płyta nie ma słabych punktów, chociaż być może niektórzy uznają za niepotrzebne dwa ostatnie utwory – akustyczne. Ładne, ale pewnie ciężko im coś dopowiedzieć po takim fenomenie zmieniającym percepcję jak „Silverfuck”. Taka „Luna” to jednak bardzo ładne zamknięcie płyty.
I`ll hear your song
If you want me to
I`ll sing along
And it`s a chance I`ll have to take
And it's a chance I'll have to break
Cóż więcej dodawać... Jest to po prostu jeden z tych albumów, które trzeba znać, jeden z ważniejszych dla lat 90 - tych i dla artystycznej działalności Corgana. Zastanawiająca jest jego specyficzna zdolność do tworzenia naprawdę pięknych piosenek pod wpływem stresu i różnego rodzaju życiowych nieszczęść. Co objawi się w sposób kompletny w niedalekiej przyszłości...