Zacznijmy od tego, co widać powyżej i co dla niektórych jest istotne – gwiazdek. Ich nie będzie. Bo być nie może, gdyż to płyta dla mnie szczególna. A w zasadzie koncert na niej zapisany. Byłem na nim owej nocy z 10 na 11 listopada 2006 roku. W momencie… osobiście dla mnie bardzo trudnym, być może najbardziej bolesnym w moim życiu. Muzyka, która wtedy wybrzmiała, pomogła mi choć przez chwilę zapomnieć, a słowa, które padły przed „Pain” i dla których miejsca na płycie niestety zabrakło, zabrzmiały wyjątkowo…
To drugie koncertowe wydawnictwo warszawskiego Believe. Grupa ma już za sobą wydaną w 2008 roku, w formacie DVD, płytkę „Hope To See Another Day – Live”. Repertuarowo bardzo zbliżoną. I tam i tu muzycy prezentują swój bardzo ciepło przyjęty debiut, urozmaicając go kompozycją „Beggar” z solowego albumu lidera formacji, Mirka Gila. Jednak ten poznański zapis jest niezwykły. Ma w sobie przede wszystkim więcej naturalności. Nie ma w nim tej tremy i spięcia jaka towarzyszyła artystom podczas katowickiej rejestracji. Śmiem twierdzić, że występ ten przejdzie do chlubnej historii zespołu, jako jeden z tych najbardziej zacnych, a z czasem może nawet… legendarnych.
Believe miało wtedy, podczas odbywającego się w klubie Blue Note, Oskar Art Rock Festivalu, wystąpić przed niemieckim Sylvanem. Z różnych przyczyn tak się nie stało. Niemcy wyszli wcześniej, a nasi rodacy zakończyli imprezę. I to zakończyli bardzo pięknie. Grali jak natchnieni i… skończyli prawie nad ranem. Nie ma sensu opisywać tego jak to robili. Każdy szanujący się fan dobrej muzyki i czytelnik tego serwisu, wie na co ich stać. Wspomnę tylko, iż ich mieszanka subtelnych melodii i „śpiewających” gitar okraszonych dźwiękami skrzypiec Satomi wybrzmiała wtedy jak nigdy dotąd. Gil gra tutaj niezwykle, wkładając w każdą nutę całą swoją osobowość.
Momentów jest tu sporo. Oprócz wspomnianego „Pain”, wzruszyć się możemy przy bajecznej wersji „Don’t Tell Me”, pasującej w sam raz do pory, w której było odgrywane. Dla kontrastu mamy zabawną prezentację muzyków przez Tomasza Różyckiego, podczas której Gil jest „Pierwszą Gitarą Rzeczpospolitej” a Zawadzki „naszym Dżizusem”. Pominę już fakt, iż wokalista grupy nazwał grę Miłosza… „ciurlaniami cudnymi”:-) A jakby komuś tego było mało, jako bonus dostaje 15 – minutową wersję połączonych kompozycji „Beggar” i „Coming Down” z totalnym spontanem i improwizacjami.
No i jest wreszcie ten krążek pamiątką po pierwszym wokaliście grupy – Tomku Różyckim. Także i z tego powodu warto sięgnąć po tę płytę. Miła i pięknie wydana rzecz.