Druga odsłona spod szyldu Einstuerzdende Neubauten objawia w pełnej krasie zespół dojrzały, pewny siebie, rozmiłowany w najdziwniejszych dźwiękach (niekiedy ciężko, nawet dziś, mówić tu stricte o muzyce) i w końcu absolutnie ekstremalny w swoim działaniu. Sam już początek płyty do najprzyjemniejszych nie należy: pojedyncze metaliczne odgłosy, świdrujące gdzieś głęboko słuchacza i następnie dziwne pulsowanie, szepty Blixy i ogólna atmosfera duszności, niepokoju. Nowy rozdział industrialnego szaleństwa. W następnej kompozycji równie niepokojące dziecko, chyba bawiące się i zaraz za nim kolejna przemysłowa dawka brzmień i krzyków. Raz bardziej przestrzennie, z miejscami na wyciszenie, by przerazić około trzeciej minuty skrajnie schizofrenicznym natłokiem.
„Abfackeln!” należy już do klasyki gatunku, nie przez przypadek w tytule pojawia się znak wykrzyknikowy. Dwa niskie basowe dźwięki stanowiące podstawę kompozycji, nadają już odpowiedni złowrogi nastrój. Reszta to wybuch niekontrolowanej agresji, metalicznych uderzeń, pił tarczowych i jeszcze więcej krzyków. Jednak warto zwrócić uwagę na to, czego dokonuje pan Blixa Bargeld ze swoim głosem; w równie kultowym (i granym do dziś na koncertach), majestatycznym utworze „Armenia” słuchacz ma do czynienia być może z jednymi z najbardziej chorych, opętańczych wokalnych wynaturzeń w historii muzyki.
Nie ma tutaj miejsca na wytchnienie od dziwnych dźwięków, których pochodzenie niekiedy ciężko ustalić. Ale są partie bliskie ciszy, „spokojniejsze”, pozwalające nieco uwolnić umysł od tej kakofonii, do nich należą, do nich należą np. „herde” i „merle (die elektrik)”. Nieco podobnie może być w przypadku „falschgelde”, chociaż tutaj ta agresja jest utajona, skryta, ale wyczuwalna, obecna i nie można mieć pewności, że zaraz nie eksploduje.
Tytułowy utwór i „styropor” to szaleństwo podane w formie wyraźniej zrytmizowanej, gdzie aż kusi mnie pojęcie „postpiosenek”. Chociaż ten drugi to swoista dżungla, alternatywna natura, rządząca się podobnymi prawami, gdzie przetrwać może najsilniejszy, a człowiek może czuć się zagubiony wśród wysypisk pełnych rdzy.
„Die genaue zeit” zamyka całość tego muzycznego manifestu. To melodeklamacja Blixy w otoczeniu wiadomych brzmień. Jest wolno, z pogłosami, już sam głos brzmi niepokojąco, nastrój się zagęszcza, pojawiają się nowe dźwięki, nawet na chwilę pojedynczymi dźwiękami ujawniło się pianino, gdzieś sample w tle, ogólny mrok udziela się słuchaczowi. Wszystko przerywa błyskawicznie cisza, która po „zeichnungen des patienten O. T.” może wydawać się ukojeniem lub też całkowicie nieznośna.
Alles wird Muzak
Alle werden gleich
Wie spät mag es sein?
Die Macht ist ein laufendes Band
Un meine Ohren sind Wunden.
Es ist so flach hier.