Reload to kolejna młoda kapela ruszająca na podbój rewirów zarezerwowanych dla muzyki złożonej, ambitnej i z pewnością niekomercyjnej. „Crime Theories” jest ich debiutem i to od razu wydanym w bardzo prężnie rozwijającej się firmie Insanity Records a nagranym w, znanym głównie wielbicielom artrocka, krakowskim Lynx Music Studio. Podstawy profesjonalnego startu zatem są.
Nie dotykając jeszcze samej muzyki, warto zwrócić uwagę na zewnętrzności i związany z tym przekaz płyty. Na pewno intryguje okładka, bardzo mroczna, i wywołująca u oglądającego, pragnienie zobaczenia twarzy, siedzącej do nas plecami, tajemniczej postaci. Sam obrazek wpisany jest w ogólny koncept płyty. Płyty o człowieku, który ma za sobą ciemną, kryminalną przeszłość. Teraz chce od niej uciec, jednak nie jest to takie proste.
Muzycznie panowie serwują nam progresywny metal. Oczywiście, tu i ówdzie maniacy wyszukiwania wszelakich innych nalepek, znajdą odniesienia do klasycznego hard rocka, heavy metalu czy nawet power metalu („Like A Stone”). Nie zmienia to postaci rzeczy, że jest to ciężka, wielowątkowa, okraszona dużą dawką rytmicznych łamańców, masa. Truizmem już jest podawanie w kółko tych samych wyznaczników w postaci chociażby bogów takiego grania - Dream Theater. No ale, który zespół nimi się nie inspiruje. Albo inaczej, jeśli nawet się nie inspiruje, to trudno mu cokolwiek stworzyć, czego piątka muzyków z Nowego Jorku wcześniej by nie wymyśliła. Nie jest to mocny zarzut, gdyż na tym, coraz węższym progmetalowym polu, o oryginalność z każdym dniem jest trudniej. Zresztą nazw innych kapel metalowych z przedrostkiem „prog” nasuwa mi się tu więcej. Całkiem nowy Redemption, czy bardziej zasłużony Fates Warning. Może celuję kulą w płot, chcę jednak tu wyraźnie podkreślić (ulubione zdanie naszych polityków, nieprawdaż?), że żadnych nowych drzwi swoimi ciężkimi riffami Reload nie wyważa.
Poza tym mam wrażenie, że muzyków rozsadza zbytnio energia i nadmiar pomysłów. Myślę, że nieco przefajnowali wkładając w te niespełna pięćdziesiąt minut taką ilość rozwiązań melodycznych, wątków i rozmaitych riffów, które w połączeniu z bogato grającymi klawiszami, mogą budzić poczucie przeładowania. Jednym słowem, brakuje niekiedy „Crime Theories” oddechu, powietrza, urozmaicenia. Okej, mamy patetyczną końcówkę ze świetnym gitarowym solem w „Hard Cure”, mamy też w tym kawałku swoiste orientalizmy. Gdzieniegdzie pojawi się delikatniejsza gitara czy wręcz gotycki nastrój zbudowany klawiszami (końcówka „Sorrow Time”) bądź wreszcie jazzowe pianino („Reload Project”). To wszystko jednak, jak dla mnie, to za mało. W takiej materii potęgę muzyki, soczystość riffów i prawdziwą rzeźnię, najlepiej pokazać na zasadzie kontrastu… czyli czających się tuż obok błogich rozluźnień. A tych mi tu brakuje. Namiastkę ich mamy w niezwykle klimatycznym i naprawdę rewelacyjnym wstępie do „Reload Project” – najbardziej urozmaiconej kompozycji na krążku.
Tych kilka krytycznych uwag, dotyczących samego pomysłu na muzykę, nie powinno przesłonić bezwzględnie znacznych umiejętności muzyków. Z często trudnymi, technicznymi partiami radzą sobie doprawdy wybornie i przed tym chylę czoła. Inną sprawą jest wokalista Michał Żaczek. Warunki głosowe i odwagę do śpiewania ma z pewnością, czasami jednak po prostu szarżuje, atakując słuchacza swoimi licznymi wycieczkami w wysokie rejestry. Na dłuższy czas ma prawo stać się to nużące. Poza tym, barwa jego głosu bardziej pasuje do klasycznego heavy czy hard rocka niż do progmetalu. Ale to już kwestia gustu.