Kto powiedział, że należy tylko pisać o wydawniczych nowościach, bądź jakichś epokowych dziełach. Czasami warto przecież wspomnieć o płytkach, które mają charakter… rarytasów. A ten album krakowskiego Millenium, z pewnością do tej kategorii można zaliczyć.
Okazja do napisania słów paru jest idealna. Wszak całkiem niedawno na rynku pojawiła się reedycja tego wydanego w 2002 roku albumu w wersji angielskiej. No właśnie! Atrakcyjność tego krążka polega na tym, iż to jedyna płyta Millenium, która ukazała się w dwóch wersjach językowych: angielskiej i polskiej. Kapela, która podstawą swojego przekazu uczyniła język Szekspira, nagrała płytę w rodzimym języku. Niby nic nadzwyczajnego ale zazwyczaj działa to w drugą stronę (czytaj: śpiewamy po polsku, ale spróbujemy na Zachodzie i strzelimy coś po „ichniemu”).
O samej muzyce raczej już nie będzie. Recenzje „Reincarnations” z 2002 roku oraz przemeblowanej reedycji z tego roku sporo już o niej powiedziały. To udany i przyjemny album ciepłego, „floydowego” Millenium. Najlepsze jednak na tym albumie jest to, iż można w całej rozciągłości posłuchać Łukasza Galla (jednego z najlepiej śpiewających po angielsku w naszym kraju wokalistów) wykonującego kompozycje po polsku. I co? I… jest równie interesująco. Fajnie jest dostrzegać różnice w tekstach (zresztą po raz pierwszy wtedy napisanych przez Galla), czy ich interpretacji (niekiedy artysta decyduje się na drobne korekty linii melodycznych).
Pod względem muzycznym „Reinkarnacje” są kopią „Reincarnations”. Różnice możemy zauważyć w warstwie edytorskiej. Niebieską blaszkę „Reincarnations” zastąpił tu krążek w kolorze pomarańczowym. Zmienione jest także nieco zdjęcie, które dostrzegamy po wyjęciu płyty. Ponadto na oryginalną okładkę – przynajmniej w egzemplarzu, uzyskanym dzięki uprzejmości wydawnictwa – nałożono nakładkę z polskim tytułem krążka, także delikatnie zmodyfikowaną i w innym odcieniu.
Z tego co wiem, albumu już w normalnej dystrybucji nie ma. Cieszyć się powinni zatem ci, którzy i tę wersję płyty posiadają w swoich zbiorach. Reszcie pozostaje wypatrywać krążka na aukcjach lub… liczyć na reedycję.
PS. Przy okazji wierzę, że zapowiadane po cichu przez zespół plany zagrania klasycznej „Vocandy” w ojczystym języku, dojdą jednak kiedyś do skutku. Czego zespołowi i sobie życzę.