Po 23 latach istnienia i wydaniu siedmiu płyt studyjnych, niemiecki Siges Even wreszcie doczekał się koncertowej płyty! Można powiedzieć - najwyższy czas. To z pewnością efekt przyspieszenia, jakie nastąpiło w 2005 roku, kiedy ta zasłużona formacja związała się z niemiecką wytwórnią Inside Out. Dodajmy od razu, że dzięki temu zespół zyskał zasłużony rozgłos i tak naprawdę zaistniał w głowach wielu, nic nie wiedzących do tej pory o grupie, słuchaczy. Takie albumy jak „The Art Of Navigating By The Stars” i ubiegłoroczny „Paramount” otrzymały bardzo pochlebne recenzje od fanów jak i muzycznej krytyki. Siges Even zmienił zresztą wtedy nieco swój muzyczny profil, rezygnując z bardziej eksperymentalnego i cięższego grania, łagodząc je i zbliżając do ram progresywnego rocka w jego bardziej tradycyjnym ujęciu.
Nie powinien zatem dziwić wybór nagrań na tę koncertówkę. Mamy tu bowiem przede wszystkim nagrania z płyt, które zbudowały sukces Niemców. „The Art Of Navigating By The Stars” reprezentują trzy kompozycje („Unbreakable”, „The Lonely Views Of Condors”, The Weight” - w zasadzie powinny być cztery, gdyż brakuje w opisie półminutowego intro „Navigating By The Stars” poprzedzającego „The Weight” i uwzględnionego na studyjnym krążku), „Paramount” zaś aż pięć utworów („When Alpha And Omega Collide”, „Tidal”, „Iconic”, „Duende”, „Paramount”). Całości dopełniają dwie starsze rzeczy z wydanego w 1991 roku albumu „A Sense Of Change” („The Waking Hour” i „These Empty Places”). To w zasadzie dobry wybór jeśli chodzi o album „The Art Of… „, gdyż jego pierwsza część jest faktycznie najmocniejsza. Co do „Paramount” troszkę bym pomarudził. Brakuje mi w zestawie przejmującego instrumentala „Mounting Castles In The Blood Red Sky” z przemówieniem Martina Lutera Kinga. Szkoda także, że bracia Holzwarthowie zrezygnowali z takiego „samograja” jak piękna ballada „Eyes Wide Open”. No ale cóż w takim razie mają powiedzieć fani „starego” Siges Even, którzy zostali potraktowani po macoszemu tylko dwoma kawałkami. Z historycznego punktu widzenia nie jest to zatem płyta reprezentatywna dla grupy. Ale kto powiedział, że musiała być? Nagrań dokonano wszak podczas pierwszej części trasy "Paramount Tour 2007/2008". I tu niezwykle ważna informacja – nie mamy tu rejestracji jednego koncertu lecz zbitkę kilku występów. Nie przeszkadza to w odsłuchu, wszystkie kawałki zgrabnie połączono, choć między przedostatnim a ostatnim jest niestety wyciszenie. Pod względem wykonawczym nie znajdujemy tu żadnych rewolucji. Muzycy trzymają się w większości wersji studyjnych choć utwory brzmią bardziej szorstko i surowo, pozbawione technicznego i aranżacyjnego wycyzelowania tak charakterystycznego dla ich nagrań. Nie ma zatem „enchantowych” harmonii wokalnych, są za to rozpoznawalne „karmazynowe” gitarki. Bardzo dobrze wypadają ciepło przyjęte przez publiczność „Unbreakable” i „The Weight”, jednak muzyczną klasę i sprawność sceniczną najbardziej pokazują wspomniane klasyki sprzed lat - „The Waking Hour” i znakomity „These Empty Places”.
To płytka dla wszystkich tych, którzy gdzieś przeoczyli premiery ostatnich wydawnictw Sieges Even. Będzie dobrym brykiem wprowadzającym w ostatnie lata działalności zespołu. Chociaż fani z pewnością nie zrezygnują z faktu usłyszenia swojego ulubionego zespołu... po raz pierwszy z koncertowej płyty.