Na nowo zagrany, na nowo nagrany i odświeżony album kanadyjskiego duetu NADJA, zatytułowany Desire Is Uneasiness to jedna z najczęściej pojawiających się ostatnio w moich odtwarzaczach płyta. Zarówno w domu, w pracy jak i podróży. Pięć długich, instrumentalnych utworów. Pełnych psychodelicznej pustki, ambientowych pejzaży i free-jazzowego poszukiwania. W porównaniu z Corrasion muzyka zawarta na tym wydawnictwie jest dużo, dużo lżejsza i przyjemniejsza dla przeciętnego słuchacza - choć to określenie może być krzywdzące, nikomu z moich przeciętnych kolegów z pracy nie spodobały się te monotonne, posępne dźwięki. Za to w grupie przyjaciół, bawiliśmy się przy nim doskonale.
Mamy tu sekcję perkusyjną, która tworzy znakomity podkład jednostajnego, psychodelicznego rytmu. Bardzo mi się podoba praca gitary, która choć mocno przesterowana i dość nisko nastrojona jest bardzo dobrze czytelna. Muzyka sprawia wrażenie, jakby była nagrana podczas jakiegoś przypadkowego jammowania w garażu (jest w niej trochę garażowych szumów), ale nie jest to absolutnie żadnym zarzutem. Disambiguation trwa wprawdzie tylko siedem minut, ale doskonale wprowadza nas w ambientowe klimaty. Niski, pulsujący bas, zagrany oczywiście w tempie bardzo, bardzo doomowym. Spokojna, ciężka perkusja i dużo elektroniki. Signs-Expressions rozpoczyna się jakimiś kosmicznymi pasażami, które bardzo mi się kojarzą z filmami SF. Potem pojawia się perkusja (oparta głownie na talerzach) oraz niska, mrucząca gitara. Prześliczne. Monotonny rytm, pozwalający odpłynąć w zadumie. Chwilami pojawiają się szybsze, bardziej metalowe rytmu (troszkę w stylu starego Tiamat, troszkę Neurosis). Ta perkusja nie dawała mi spokoju, w końcu okazało się, że jest to pierwszy album duetu, gdzie zamiast automatu perkusyjnego spotykamy żywego perkusistę. Po raz kolejny okazuje się, że żywa perkusja wpływa zdecydowanie, zdecydowanie bardziej dodatnio na całość muzyki. Affective Fields jest zupełnie innym od poprzednich utworem. Utrzymany w yassowej stylistyce, z dość dobrze widocznymi inspiracjami z King Crimson, czy Treya Gunna (w zakresie solowych nagrań). Cichy i spokojny, bardzo kojący i psychodeliczny. Uneasy Desire yo druga z długich kompozycji na tej płycie. Mocna, nisko osadzona, dołująca. Śmiało można powiedzieć, że nie ma tu krztyny pozytywnego spojrzenia w przyszłość. Jest tylko pustka, samotność i świat szary aż po horyzont. Na sam koniec pozostał nam Deterritorialization. Rozpoczyna się cichuteńkimi pasażami. Bliżej nieokreślone dźwięki pojawiające się coraz częściej i gęściej. Muzyka się rozwija, otacza nas swoją czarną esencją i zabiera w podróż w nieznane. Dźwięki basu i gitary wzmacniane, pulsujące, wirujące. Proszę państwa – toż to dźwięki z najlepszych nagrań Massive Attack. Mocne, ciemne, wciągające. Przygniatające do ziemi i zmuszające do wysłuchania ich jeszcze raz i raz i raz. Doskonałość. Idealna wręcz odpowiedź na rozpoczynający się za chwilę konkurs Eurowizji.
Sama zaś płyta jest pięknie wydana w postaci „vinyl-replica”, na okładce znajdziemy dziurkę od klucza do drzwi wpuszczających nas do innego świata, zaś w środku na rozkładówce, znajdziemy rzędy krzeseł, z których wyrastają białe drzewa o czerwonych konarach i pniach, co daje naprawdę piorunujące wrażenie.
Zdecydowanie polecam.