„Amerykanie mieli Elvisa Presley a my Belgowie mamy znakomite sklepy muzyczne” – tak swego czasu na pytanie o belgijski rynek muzyczny odpowiedział Tom Barman – lider zespołu dEUS. Nie jestem w tej dziedzinie fachowcem więc raczej trudno jest mi oceniać belgijski rynek muzyczny. Jedno wiem na pewno – cholernie zazdroszczę Belgom zespołu dEUS a zwłaszcza ich fantastycznej płyty Worst Case Scenario.
Pamiętam jak w połowie lat 90-tych po raz pierwszy zobaczyłem ich teledysk do Suds & Soda na komercyjnym kanale MTV. Smolić sam teledysk ale muzyka zwyczajnie mnie powaliła i od tego momentu szukałem ich płyty we wszystkich „dobrych” sklepach muzycznych na terenie naszej pięknej, jeszcze III RP. Szukałem bez większych sukcesów a tymczasem na MTV pojawiały się ich kolejne obłędne teledyski – Via oraz Hotellounge (Be the death of me).
To były czasy liceum – znajomi nie za bardzo kumali o co mi chodzi z tym Deus`em. Wreszcie po długich i trudnych poszukiwaniach znalazłem Worst Case Scenario w jednym ze sklepów w Bielsku Białej i odpaliłem płytę znajomym podczas wakacyjnego pobytu w górach. Puściłem debiutancką płytę dEUS`a i patrzyłem na ich reakcję. Pamiętam to doskonale: zaczął się Suds & Soda, krótkie intro na skrzypcach i gitarze a potem ten niewiarygodny czad. Skrzypce, ściana elektrycznych gitar i organy Hammonda oraz naprawdę znakomity wokal Barmana i Carlensa śpiewających na przemian. Wszyscy słuchaliśmy wtedy ostrego rocka, głównie rodem ze Seattle i wszyscy byliśmy pod ogromnym wrażeniem muzyki młodych Belgów. Słuchaliśmy z otwartymi ustami tego odlotowego rocka i wchodziliśmy coraz głębiej w ten dziwny, jakby narkotyczny klimat albumu Worst Case Scenario. Po zakończeniu Suds & Soda wszyscy w jednym momencie zakrzyknęli – „dawaj to jeszcze raz !!!”
“and there's always something in the air
sometimes,
suds & soda mix OK with beer
can i
can i break your sentiment”
Jeżeli ktoś ma ochotę zrobić zwariowaną imprezę, na której wszyscy mogą się wyszaleć to uwierzcie mi, nie ma lepszego kawałka od Suds & Soda. Sam byłbym w stanie wziąć siekierę i wyrąbać pół lasu przy tym kawałku. Słowo daję, nawet w środku nocy i to z jedną nogą w gipsie dałbym radę tego dokonać. Red Bull i inne energetyczne drinki to bzdura – Suds & Soda naprawdę dodaje człowiekowi energii.
Znając wcześniej z MTV Suds & Soda i dwa pozostałe kawałki nie mogłem wiedzieć zbyt wiele o muzyce dEUS`a. Wszystkie trzy, absolutnie genialne single z WCS były na swój sposób cholernie „przebojowe” Piszę te słowa zdając sobie sprawę z tego, że słowo „przebojowy” pasuje do awangardowego dEUS`a jak określenie alt rock do zespołu Boys. Tyle tylko, że wtedy, w latach 90-tych w MTV było mnóstwo ostrego rocka oraz był świetny program Alternative Nation. Pamiętam, że po pierwszym przesłuchaniu całego albumu WCS miałem mieszane uczucia. Z jednaj strony kilka kawałków, które są genialne od pierwszego przesłuchania i które uwielbiam do dnia dzisiejszego. Z drugiej strony kilka kawałków, które po pierwszym przesłuchaniu wydawały mi się zaledwie wypełniaczami. Przestrzegam przed wydawaniem ocen po pierwszym przesłuchaniu WCS – po kilku przesłuchaniach albumu już wiedziałem, że cała płyta jest świetna i absolutnie zwariowana. Jeżeli są jeszcze tacy co za zwariowany uważają, puszczany w kółko na MTV, komercyjny Red Hot Chili Peppers to co mam napisać o debiucie dEUS`a. To jest dopiero odlot.
Po energetycznym, czadowym i wykrzyczanym z furią Suds & Soda mamy tytułowy W.C.S. (First Draft). Jazzujący spokojny klimat, kontrabas i leniwa deklamacja wokalisty. Gdzieś tam w tle świszczące z wyczuwalnym napięciem gitary, solo na klarnecie, fortepian. Jest spokojnie ale jakoś podświadomie można wyczuć, że spokojnie do końca nie będzie. „It`s a first draft of a worst case scenario” i agresywne, niemiłosiernie przesterowane gitary wchodzą z ogromną mocą na plan pierwszy. Dla muzyków dEUS`a muzyką jest dosłownie wszystko. Jest nią hałas, są nią nieczyste, sfałszowane i brudne dźwięki, jest nią szept, cisza i różne dziwaczne odgłosy. Naprawdę w ich muzyce jest całe spektrum różnorodnych ale zaręczam nieprzypadkowych dźwięków. Jest w tym momentami coś z The Clash, jest coś z wczesnej Nirvany. Są fragmenty, które mogą gdzieś tam kojarzyć się z Tomem Waitsem, Leonardem Cohenem, The Doors, The Velvet Underground czy Frankiem Zappą. Jest free jazz, hard rock, rock progresywny oraz punk rock. Właściwie trudno jest opisać brzmienie dEUS`a – tego zwyczajnie trzeba posłuchać.
Jigsaw You i ponownie czujemy w muzyce dEUS`a ogromne napięcie. Jakieś szmery jakby z innego świata oraz jakby w kontraście spokojny śpiew Barmana i piękne solo na gitarze – solo jakby z zupełnie innej płyty. Tylko 2 minuty ale jak wiele się w tym kawałku dzieje. Znakomicie w muzykę dEUS`a wkomponowane są skrzypce. W Morticiachair mamy już do czynienia z absolutną awangardą. Zaczyna się od deklamacji wokalisty a potem jest bardzo nerwowo. Barman śpiewa tylko w refrenie raz spokojnie a raz z furią, zwrotki są przegadane a pod koniec kawałka jest już tylko wrzask. Od zmian nastroju w tym kawałku może rozboleć głowa.
Kolejny kawałek to singlowa Via. Rany jak ja uwielbiam ten kawałek. Ponownie mamy kawał mocnego alternatywnego rocka i te niezwykle oryginalne dEUS`owskie skrzypce. Nie ma co się za bardzo rozpisywać – Via to po prostu klasyka. Right as Rain jest najprawdziwszą w świecie liryczną balladą. To tak jakby po mocno zakrapiane imprezie gdzieś tak o piątej nad ranem ktoś wziął do rąk gitarę i zaczął śpiewać. Tak jakby jakiś facet zmęczony zwariowaną nocą, głośną muzyką i gęstą atmosferą postanowił podarować swoim uszom odrobinę luksusu. OK, nie jakiś tam facet – mam na myśli tego konkretnego – Toma Barmana. Z głośników aż czuć zapach whiskey i zapach papierosowego dymu (no, może nie tylko papierosowego) – dosłownie.
“ tombstone and the damage done
how beautiful the poetry
how beautiful the prose
this is where the story ends
and this is where it goes
it just turned into an alibi
but anyway
this is where the sane will park
his foot upon your toes”
To będzie długaśna recenzja ale na Worst Case Scenario dzieje się tak dużo, że nie da się tego opisać w kilku zdaniach. Mute – ma absolutnie narkotyczny klimat. To jest kawał prawdziwej sztuki – kawałek rozkręca się przez cały czas a w muzyce jest tyle samo dźwięków czystych co kompletnie sfałszowanych. Jeżeli w Mute połowa dźwięków była sfałszowana to co tu napisać na temat zakończenia Lets Get Lost. Spokojnie, ci kolesie potrafią grac na instrumentach a Lets Get Lost jest moim zdaniem jednym z najlepszych kawałków na płycie. Smutek, bezradność i ten piorunujący finał. Nie radzę słuchać tych świszczących gitar i skrzypiec przez słuchawki – można stracić słuch.
A potem ten niesamowity kontrast – kto pamięta dwa pierwsze kawałki z genialnego debiutu King Crimson - In The Curt Of Crimson King ten wie o co chodzi. Ok, przepraszam, zapomniałem na jakiej jesteśmy stronie. Na stronie poświęconej muzyce progresywnej chyba wszyscy kochają King Crimson? Po tym sfałszowanym, brudnym i przydługim zakończeniu słyszymy spokojną gitarę i bardzo spokojny śpiew Barmana. Zaczyna się absolutnie genialny Hotellounge (be the death of me). Jeżeli ktoś miał wątpliwości czy ci kolesie umieją grac to ma odpowiedź w najlepszym momencie. Kawałek od pierwszego przesłuchania brzmi jak wielki rockowy klasyk a finał sprawia, że trudno jest się z ciała pozbyć gęsiej skórki. A potem jest ponownie bardzo awangardowo i pięknie. Na przemian czysty odlot i przepiękny Secret Hell. Album kończy kawałek w stylu retro. I to już KONIEC. Tyle tylko, że po przesłuchaniu takiej płyty wiem jedno – większość słuchaczy po jej przesłuchaniu ponownie włączy Suds & Soda, Via lub Hotellounge. Od tych kawałków naprawdę trudno jest się uwolnić.
Szkoda, że dEUS już nigdy później nie zbliżył się do poziomu Worst Case Scenario. Trzeba jednak przyznać, że na swoim debiucie zespół z Antwerpii postawił sobie poprzeczkę bardzo wysoko. Zbyt duże zawirowania i zbyt wiele zmian składu oraz z czasem coraz bardziej tradycyjnie rockowe brzmienie sprawiło, że kolejne albumy dEUS`a nie miały w sobie tego magnetycznego klimatu i tej ogromnej energii debiutu. Oczywiście WCS polecam wyłącznie tym, którzy nie zakończyli poszukiwań i ciągle są otwarci na nowe dźwięki. Przestrzegam, że to jest jednak bardzo trudna muzyka.
Czas pozbyć się sentymentów i puścić Suds & Soda zwłaszcza gdy macie coś do zrobienia lub chcecie sobie poskakać. A może by tak małe pogo. Rany i ta solówka na organach Hammonda w Suds & Soda – co za ogień. OK zaczynam bredzić więc kończę.
Wielkie brawa dla rockmanów z Belgii. Amerykanie mieli Elvisa Presleya a Belgowie mają dobre sklepy muzyczne, świetną czekoladę, Manneken Pis`a i dEUS`a.