Rany od czego tu zacząć.
Czy można odnieść ogromny sukces komercyjny, grając tylko i wyłącznie koncerty?
Pochodzący z Republiki Południowej Afryki, mieszkający od jakiegoś czasu w USA - David John Matthews uznał, że jest to możliwe i na początku lat 90-tych namówił do współpracy muzyków, którzy byli jego największymi idolami.
Dzięki pracy na stanowisku barmana w czołowym klubie jazzowym „Millers” w Charlottesville, młody Matthews miał doskonały przegląd wszystkich grających w pobliżu muzyków. Od samego początku w oko a raczej w ucho wpadł młodemu Matthewsowi gwiazdor lokalnej sceny muzycznej - znakomity perkusista jazzowy – Carter Beauford (Secrets). Podobnie sprawa miała się z grającym zazwyczaj razem z Beaufordem – wyśmienitym saksofonistom jazzowym – Leroiem Moorem (John D'earth Quintet). Najlepszym basistą rockowym, zdaniem Matthewsa, był zaledwie 16 letni Stefan Lessard. Kiedy skład zespołu był już niemal kompletny (z początku z zespołem grał również klawiszowiec - Peter Griesar), - Matthews zwrócił uwagę na jeszcze jednego nieprzeciętnego muzyka – skrzypka Boyda Tinsley`a (Boyd Tinsley Band, Down Boy Down).
Projekt własnego zespołu rockowego był zatem już gotowy w głowie Matthewsa – tylko jak przekonać, mających już własny dorobek muzyczny - Beauforda, Tinsleya i Moora do wspólnego jammowania. Dave Matthews postanowił dostarczyć demo z kilkoma swoimi piosenkami w wersjach akustycznych, tak aby zainteresować swoimi pomysłami pozostałych muzyków. Z początku Beauford i Moore nie odbierali pomysłu, o wspólnym graniu, Matthewsa zbyt poważnie lecz gdy młody barman przedstawił im swoje nagrania (m.in. wczesne wersje Recently, Tripping Billies i Song That Jane Likes), ci ze zdumieniem stwierdzili, że ten chłopak ma w sobie to coś. Najtrudniej było przekonać Tinsleya, który z początku nie był „etatowym” członkiem zespołu i udzielał się równolegle w innych projektach muzycznych. Pomimo tego drobnego problemu powstanie zespołu stało się faktem, tym bardziej, że zgodę na wspólne granie od rodziców otrzymał również Stefan Lessard. A co z nazwą? Jako, że prym w zespole oprócz Matthewsa od początku wiedli znacznie starsi i bardziej doświadczeni muzycy jazzowi - Beauford i Moore, jakby naturalne dla nich było, że skoro to Dave poskładał wszystko do „kupy” to zespół będzie nosił nazwę Dave Matthews Band.
A potem była niewiarygodna ilość koncertów w klubie Trax, w klubach w pobliżu Charlottesville, w klubach w całym stanie Wirginia a z czasem we wszystkich możliwych miejscach, w których dało się grać na żywo w całych Stanach Zjednoczonych. Koncertów było tak wiele, że muzycy DMB zwyczajnie bali się o zdrowie Matthewsa, który często dawał z siebie podczas występów na żywo zbyt wiele. Zespół pozwalał nagrywać się legalnie z konsolety podczas wszystkich koncertów, dzięki czemu nagrania z ich muzyką krążyły po całych Stanach Zjednoczonych. Wraz z nagraniami zaczęła po USA krążyć fama o niesamowitym zespole rockowym, który daje niewiarygodnie energetyczne koncerty. Dzięki fenomenalnym występom na żywo Dave Matthews Band z dnia na dzień stawali się coraz bardziej znani zwłaszcza w kręgach amerykańskich studentów. Wszystko to sprawiło, że zespół grywał w coraz większych salach i miał coraz lepszy sprzęt.
Był rok 1994 – po całych Stanach Zjednoczonych krążyły kasety z występami koncertowymi zespołu. Zespół grywał wszędzie od okolic Nowego Jorku po stan Kalifornia, dzięki czemu w krótkim czasie kasety DMB trafiły do rąk włodarzy RCA z zachodniego i wschodniego wybrzeża USA. Gdy w końcu przedstawiciele obu centrali RCA dogadali szczegóły i trafili na koncert DMB, nie mogli zrozumieć tego co widzą ich oczy. Oto przed nimi pojawił się przedziwny zespół rockowy złożony z muzyków grających na akustycznych skrzypcach, gitarze akustycznej, basie, saksofonie oraz perkusji. Zespół, dla którego jazzowe improwizacje, na najwyższym światowym poziomie, nie stanowiły najmniejszego problemu. Zespół, w którym różnica wieku między perkusistą a basistą wynosiła 17 lat. Zespół, który sprawiał, że wszyscy słuchający ich muzyki, młodzi i bardzo młodzi ludzie, zwyczajnie „odlatywali”. Zespół, w którym zamiast morderczych solówek granych na gitarach elektrycznych, można było usłyszeć solówki grane przez saksofonistę jazzowego – Leroia Moore`a oraz starannie wykształconego, pod okiem Isidora Saslava, szkolonego od najmłodszych lat na skrzypka koncertowego, wirtuoza – Boyda Tinsley`a. A tak przy okazji, sam Boyd Tinsley to całkiem niezłe ziółko. Kiedy po wielu latach nauki gry na skrzypcach, w wieku 16 lat, przed Tinsleyem otwarły się bramy raju i gdy otrzymał on propozycję zostania solistą Baltimore Symphony Orchestra – Tinsley zdecydował, że woli grać rocka. Tak naprawdę Tinsley zawsze marzył o tym żeby zostać gitarzystą rockowym a jego największym idolem od zawsze był Jimi Hendrix.
I tak oto trwał w najlepsze koncert Dave Matthews Band, w całkiem sporej hali koncertowej w towarzystwie blisko 4 tysięcy maniakalnych fanów znających słowa wszystkich piosenek na pamięć. Oczywiście w takiej sytuacji nie było innego rozwiązania – obaj przedstawiciele RCA stwierdzili, że nie mają za dużo czasu i natychmiast muszą zaproponować zespołowi lukratywny kontrakt. Co ciekawe do podpisania owego kontraktu wytwórnia musiała przekonywać muzyków DMB, którzy zwyczajnie nie mieli w swoich planach nagrywania płyt studyjnych.
Fani zespołu z ogromną niecierpliwością czekali na efekt negocjacji. W końcu zespół podpisał kontrakt a Dave Matthews nie krył swojej radości, że będzie nagrywał dla wytwórni, w której swego czasu nagrywał sam Elvis Presley. Bezpośrednim efektem podpisania kontraktu była płyta Under The Table And Dreaming, zawierająca piosenki, które zespół wykonywał podczas swoich koncertów.
A jaka była ta płyta? Właściwie wypadało by o niej coś napisać. Tak, tylko po co? Najlepszym opisem tej płyty jest właśnie ta historia. Bez tej muzyki cała ta przypowieść nie miałaby żadnego sensu. Bez niej nie byłoby tego całego ogromnego zamieszania wywołanego przez zespół, który z braku innej nazwy był przez wszystkich określany jako Dave Matthews Band.
Oczywiście taki debiut musi otrzymać najwyższą notę, nawet jeżeli dwie późniejsze płyty czyli Crash i Before These Crowded Streets zostały bardziej docenione i odniosły znacznie większy sukces komercyjny. Za co najwyższa nota? Za genialny Dancing Nancies, za żywiołowy Ants Marching, za ostro rockowy Rhyme & Reason, za przepiękny i wręcz magiczny Typical Situation, za niesamowicie zróżnicowany Warehouse, za brzmiący od pierwszego przesłuchania jak wielki rockowy klasyk - Jimi Thing, za zmysłowy Lover Lay Down, za przebojowy The Best of What's Around, za rytmiczny What Would You Say a zwłaszcza za legendę i sposób w jaki do tego wszystkiego doszło. A jeżeli ktoś ma jeszcze jakieś wątpliwości to zadam tylko jedno proste pytanie. Na ilu rockowych debiutach jest tyle wspaniałych piosenek jak na Under The Table And Dreaming? Naprawdę na bardzo niewielu.
Pomimo tych wszystkich wspaniałych rzeczy, które stały się udziałem zespołu w roku 1994 - niestety nie obyło się również bez ogromnego dramatu osobistego lidera DMB. W wyniku tragicznego zajścia, do którego doszło przed nagraniem płyty - album Under The Table And Dreaming został dedykowany zamordowanej w roku 1994 przez własnego męża, starszej siostrze Dava Matthewsa – Annie.
Najlepiej historię powstania zespołu oddaje wywiad z jak zwykle nieśmiałym Leroiem Moore`em, udzielony przed koncertem na Foxboro Stadium w 2000 roku. Leroi Moore tak mówił o początkach zespołu: „Mieliśmy zagrać razem tylko kilka koncertów w małych klubach jazzowych, pobawić się muzyką i tylko tyle. Kto by pomyślał, że stanie się coś takiego, do teraz jak o tym myślę to wydaje się to całkowicie niemożliwe. Kto mógł przewidzieć coś takiego, patrzcie na to wszystko” – Moore pokazuje gestem monstrualną scenę przygotowaną dla wielkiej gwiazdy amerykańskiego rocka – zespołu Dave Matthews Band w którym gra od blisko 10 lat na saksofonie oraz trybuny stadionu wyprzedanego do ostatniego miejsca, na którym podczas owego koncertu było ponad 50 tysięcy fanów zespołu.
Tak narodziła się amerykańska legenda. Oczywiście dycha.
PS. Przed ukazaniem się Under The Table And Dreaming, światło dzienne ujrzały dwie płytki wydane nakładem wytwórni niezależnych – „Remember Two Things” (1993) oraz koncertowa EP-ka „Recently” (1994).