Kiedy przed niemal pięciu laty po raz pierwszy przełamałam nieśmiałość i wysłałam na adres redakcji serwisu recenzję albumu szwedzkiej Katatonii, nie przypuszczałam, że moja współpraca z Artrock.pl będzie miała charakter de facto ciągły i nieustający. Historia zatoczyła koło (czy jak powiedział klasyk polskiego artrocka cykl zamyka się) i recenzja o numerze 101 nieprzypadkowo związana jest z tym szwedzkim zespołem. Dosyć wspominek i jubileuszowych obchodów. Czas na przedstawienie Live Consternation, czyli koncertowego oblicza Katatonii.
Katatonia jest zespołem fenomenalnym. Zarówno na albumach, jak i przede wszystkim podczas koncertów. Dwukrotnie miałam okazję widzieć Szwedów na żywo i za każdym razem byłam zszokowana. Oniryczna i posępna atmosfera znana ze studyjnych produkcji, w wersji live nabiera jeszcze większego kolorytu. A przecież był to tylko koncert, jeden z wielu na tej trasie. Całość zabrzmiała jakoś tak bardzo atmosferycznie i magicznie. Jest ciężko i posępnie. Gitarowe riffy miażdżą, ale jednocześnie są eteryczne. Teksty – proste, ale mówiące o uczuciach, strachu, emocjach są w ciekawy sposób interpretowane przez Jonasa Renske (aka Lord Seth). Pisząc kiedyś o jego śpiewie, określiłam jego barwę jako interesującą. Nadal tak jest. Jonas w przemyślany sposób operuje swoim głosem (o niewielkiej skali, ale nietypowej, przepięknej barwie). Wykorzystuje swoje wokalne zalety, nie pokazuje słabości. Śpiewa na Live Consternation czysto, bez wpadek – tam gdzie trzeba się wydrzeć – drze się. W chwilach wymagających subtelności, jest subtelnie i z uczuciem. Tam, gdzie potrzebna jest wokalna agresja – jest agresywnie. Brzmienie zespołu – ciężkie, ostre i zarazem bardzo klarowne. Na uwagę zasługuje dynamiczna i zgodna praca gitarzystów. Gitary „gadają” ze sobą wręcz idealnie. Duo Nyström/Norrman świetnie się dopełnia. Towarzyszący Jonasowi w chórkach Nyström (aka Blakkheim) również nie zawodzi. Można powiedzieć, że partie wokalne są zharmonizowane i naprawdę świetne. Sekcja rytmiczna nie jest najmocniejszą stroną Katatonii, ale wstydu zespołowi nie przynosi. Owszem perkusista Daniel Lijekvist czasami się gubi i „goni” za zespołem ale czyż to nie urocze? (przynajmniej nie mamy do czynienia ze studyjną produkcją live). Dobór materiału – moim zdaniem bardzo dobry. Znalazło się miejsce na promowaną wówczas The Great Cold Distance, jak i materiał z Viva Emptiness. Całość zabrzmiała bardzo jednorodnie, monolitycznie. Niektórzy zarzucają Katatonii monotonność. Monotonia w tym zespole? Zapomnijcie! Pomimo dość posępnych i wolnych temp oraz wszechobecnej w ich twórczości melancholii jest to naprawdę żywioł koncertowy. I to na Live Consternation słychać.