Płyta Conflict And Dreams dosyć niespodziewanie wpadła w moje ręce (nie powiem, jak ;-) ), ale bardzo szczęśliwy był to traf. Okazuje się, że łatka "metalowej", czy "progmetalowej" wytwórni, jaką często przykłada się firmie Magna Carta, jest krzywdząca i co najmniej nieścisła. Cairo gra kapitalną, mocno techniczną muzykę, nie jest to jednak żaden metal. Umiejętności techniczne muzyków powalają już po pierwszym przesłuchaniu. Mark Robertson - klawiszowiec grupy, może spokojnie równać się z Keithem Emersonem. Całkiem udanie go zresztą naśladuje, a jego palcówki na organach Hammonda są nie tylko czystym pokazem umiejętności, ale są istotnym elementem muzyki, popychającym ją do przodu. Zresztą wszyscy instrumentaliści Cairo są wprost rewelacyjni, nic więc dziwnego, że wykorzystują swoje możliwości i produkują ogromną liczbę dźwięków na sekundę, dla wielu osób pewnie zbyt dużą... Ale nie dla mnie! Cairo to błyskotliwy, "bombastyczny" rock progresywny, w którym wciąż pozostaje sporo miejsca na ładne melodie - przede wszystkim wyśpiewywane przez znakomitego (a jakże!) wokalistę Breta Douglasa, ale też tkwiące głęboko w muzyce. Dzięki dużemu urozmaiceniu muzyki możemy więc na zmianę pozachwycać się skomplikowanymi partiami instrumentalnymi, jak i interesującymi melodiami. Całość jest nadzwyczaj ponętna dla każdego fana ELP, UK czy współczesnych kapel spod znaku Dream Theater. Pyszna płyta!