Ciąg dalszy wydawnictw YtseJam Records…
Dream Theater to taki zespół, który w sprzyjających okolicznościach zagra wszystko. O tym, że jest świetnym cover bandem też wiadomo. Po prostu, od czasu do czasu, podczas koncertu panowie oprócz standardowego setu, grają np. jedną ze swoich ulubionych płyt (w całości!!!).
YtseJam Records w swojej ofercie produktowej posiada tak zwaną serię covers. Zdeklarowani fanatycy zespołu z pewnością wiedzą o oficjalnych bootlegach z zarejestrowanymi wykonaniami The Number of The Beast Iron Maiden, czy też Master Of Puppets Metallici (przyznam się od razu, że te wersje w ogóle mnie nie przekonały, zwłaszcza Master… wypadł fatalnie). Co innego drimowe spojrzenie na Ciemną Stronę Księżyca.
Moje pierwsza refleksja była następująca: To szaleństwo, by porywać się na wykonanie w całości dzieła ponadczasowego, kanonicznego nie tylko w obszarze rocka progresywnego. Czy to tylko wybujałe ego perkusisty zespołu popchnęło DT do tego karkołomnego czynu?
Po obejrzeniu i przesłuchaniu tej pozycji (oprócz DVD jest też wersja na CD) stwierdziłam, że Dark Side Of The Moon w wykonaniu Dream Theater jest bliskie doskonałości. Floydom Teatr Marzeń zawdzięcza bardzo wiele. W wywiadach Mike Portnoy wielokrotnie podkreślał swoją fascynację muzyką Anglików. W taki sposób możemy na ten „oficjalny bootleg” spojrzeć. Jest to hołd złożony przez wybitnych muzyków (i jednocześnie fanów) BARDZO WYBITNYM muzykom i KREATOROM muzycznych wizji. Dźwięki zawarte na albumie znamy od lat: kołatanie serca, natrętną, ale genialną zegarową symfonię, otwierające się kasy sklepowe i przesypujące monety. Znamy Ciemną Stronę nuta po nucie, wers za wersem. Co nowego w temacie DSOTM zaproponowało Dream Theater? Wirtuozerską, ocierającą się wręcz o ideał interpretację. Naprawdę mamy do czynienia ze znakomitym wykonaniem. Muzycy ten materiał wykonali porywająco. Jordan Rudess szalał na klawiszach, ale przemycał wiele Wrightowych brzmień (znakomicie wypadło Any Colour You Like), Petrucci powściągliwy, z klasą parafrazował Gilmourowe sola (od czasu dodając coś od siebie w Money, toczył też pojedynki instrumentalne z Rudessem), sekcja rytmiczna Portnoy/Myung – rewelacja wręcz. James LaBrie – zaśpiewał w nietypowych dla siebie niskich rejestrach bardzo dobrze, czysto.
Całości tego bardzo pozytywnego obrazu dopełniają zaproszeni goście. Znana z obecności na Metropolis pt.2 i Live Scenes From New York Theresa Thomason powala swoimi umiejętnościami wokalnymi w The Great Gig in The Sky. Śmiem nawet zaryzykować tezę, że Theresa wykonuje ten utwór z większą klasą i zaangażowaniem niż dziewczyny towarzyszące Floydom podczas tras koncertowych. Bardzo niewiele jej brakuje do kanonicznej wokalizy Claire Torry na oryginalnym albumie. W Us And Them saksofonową solówkę wykonuje Norbert Stachel – muzyk zespołu Rogera Watersa.
Reasumując – panowie z Teatru Marzeń ten ciężki egzamin zdali. Celująco! Materiał zagrany został z aptekarską dokładnością, wręcz z pietyzmem. Owszem, ktoś może powiedzieć, że całość zabrzmiała PRAWIE jak Pink Floyd, ale tym razem to PRAWIE nie stanowiło wielkiej różnicy.
Przygotowali się do tej scenicznej prezentacji bardzo solidnie. Tego dnia (25 października 2005) na scenie Hammersmith Apollo zainstalowano trzy wielkie ekrany, na których wyświetlano prezentacje związane z wykonywaną muzyką. Muzycy wykorzystali swoje pomysły graficzne, ale również posiłkowali się filmami, które nierozerwalnie związane są z DSOTM Floydów. Dźwięk i obraz, jak na nieoficjalne wydawnictwo też niczego sobie. Całość kręcona z kilku kamer – może nie za dobrze wyszło „kadrowanie” LaBriego (dziwne przebarwienia, zbyt silny kontrast i oślepiające światła), ale całość zadowala.
Poza koncertem, na DVD znalazły się również materiały dodatkowe: sceny przygotowań do londyńskiego show, wywiad z Portnoyem (który śmiało można zatytułować: Dlaczego kocham muzykę Pink Floyd), oraz covery Floydów grane przez DT na przestrzeni lat, z których największe wrażenie wywarła na mnie znakomita wersja Echoes pt.1. Szkoda, że w bonusach nie znalazły się jeszcze inne, znane z wersji CD utwory (Run Like Hell, Sheep, One Of These Days). Za to dociekliwi fani mogą się natknąć na tym wydawnictwie na tzw. Easter Eggs.
Frapująca ciekawostka. Rekomenduję.
(…)There is no dark side of the moon really... matter of facts it's all dark (…)