1. Czar of steel/ 2. Man with no name/ 3. Phantom shuffle/ 4. Been here before/ 5. Blood of the snake/ 6. On the moon/ 7. The Monsoon/ 8. Prelude to battle/ 9. Viking Massacre/ 10. In the summertime
Całkowity czas: 53:00
skład:
Derek Sherinian – klawisze
Slash – gitara/
Billy Idol - wokal/
John Petrucci – gitara/
Zakk Wylde - gitara, wokal/
Yngwie Malmsteen – gitara/
Simon Phillips – perkusja/
Tony Franklin – bass/
Brad Gillis – gitara/
Brian Tichy – perkusja/
Jerry Goodman – skrzypce/
Jimmy Johnson – bass/
Brandon Fields – saksofon/
John Deservio – bass/
Mike Shapiro – perkusja/
Djvan Gasparian – dudu, śpiew/
Dimitris Mahlis – oud
Ocena:
7 Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
15.09.2006
(Gość)
Sherinian, Derek — Blood of The Snake
Choć do wielkich fanów Dream Theater nie należę, to śledzę co członkom tej drużyny udaje się upitrasić poza rodzimą formacją. Tym razem o solowe wojaże pokusił się ex – klawiszowiec Teatru Marzeń, Derek Sherinian, a owocem tego jest płyta „Blood of the snake”. Kąsek to wykwintny, w większości instrumentalny, nie dla każdego strawny jest metal podlany eklektyczną wirtuozerią, gdzie na ruszt wrzuca się zarówno jazz, fusion, tradycyjny rock, jak i orient. Pełno tu wysublimowanej ekwilibrystyki, żonglerek nastrojami i rytmiką. Jest to już awangarda metalu, a pikanterii dodaje jej lista zaproszonych gości. W „Man with no name” pojawia się Zakk Wylde, grając i śpiewając, czyniąc z utworu jazdę typową dla Black Label Society. W coverze „In The Summertime”, pasującym do albumu jak pięść do nosa, udzielili się Billy Idol i Slash. Mało komuś gwiazd? Na liście płac są także Yngwie Malmsteen, John Petrucci, Tony Franklin, Simon Phillips, Brad Gillis i Brian Titchy. Każdy z nich solidnie podsycił swą indywidualnością utwory, a główny bohater krążka, zszedł na boczny plan. Co prawda w utworach takich jak „Czar of steel”, czy „Phantom shuffle” pokazuje z jaką gracją i wyobraźnią można brykać po klawiaturze, ale w większości kompozycji na „Blood Of The Snake” prym wiodą gitary, pojawia się też saksofon. Plejada zaproszonych gości przyćmiła Dereka, ale może to i dobrze, bo gdyby te 53 minuty były zdominowane przez klawiszową wirtuozerię, którą w kilku momentach obnażył, to płyta byłaby katorgą, a tak słucha się tego może nie lekko, trzeba skupienia i trudu, ale wrażenia i tak są niesamowite. Choć na tej solowej płycie Dereka jego samego jest najmniej, to jest to jedno z jego najlepszych indywidualnych dokonań. Prawdziwe mistrzostwo, to siedzieć cicho, choć można krzyczeć. Tym samym Derek to wielki mistrz...