1. Under The Sun/ 2. Is It Gold?!/ 3. The Veil/ 4. Where You Are/ 5. So Hard to Be Like God/ 6. Search for Your Soul/ 7. You Might Have Been Queen/ 8. The Scren/ 9. Go Straight/ 10. Trance State
Całkowity czas: 43:37
skład:
Chity Sampala – vocals/
Marcus Teske – keyboards/
Olivier Noerdlinger – guitars/
Tommy Schmitt – bass/
Frank Bodenheimer – drums/
Christine Wolff – backing vocals
Guests:
Patrick Rondat, Stefan Forte, Stephen Lill – guitar/
Jojo Nimtz – backing vocals/
Felix Manhart - violin/
No bo ja nie wiem. I się chciałem zapytać. Czy to, że praktycznie każdy gitarzysta z tzw. prog-metalowych zespołów gra riffy „dży-dży-dży” – podprowadzone zresztą Metallice, to jest z powodu przepisów dotyczących tego gatunku, jest to jakiś wewnętrzny regulamin , który trzeba przestrzegać? Bo jeśli jest, to ja nie wiedziałem i przepraszam, tak ma być i już, gdzie mnie drobnemu żuczkowi... A jeśli nie, to po jaka cholerę wszyscy uparli się tak grać? Paru gitarzystów słyszałem i wiem , że możliwości inne również istnieją. Czy można zaryzykować twierdzenie, że przeciętnemu prog-metalowemu wioślarzowi pojęcia „inwencja” i „wyobraźnia” są absolutnie obce? Wszędzie to samo, takie same riffy i tak samo zagrane - Red Circuit, Riverside, Threshold, Dream Theater czy kto tam inny. I potem fanatycy gatunku dziwią się, że inni na hasło prog-metal uciekają w popłochu, ostrzeliwując się gęsto z broni maszynowej.
To tak na wstępie krótka impresja na temat gitary w prog-metalu, do której zainspirowała mnie płyta Red Circuit, chociaż nie tylko.
Tak w ogóle to przyzwoita płyta. Od początku pierwszego utworu noga zaczęła miarowo wybijać rytm, a podrabiane na klawiszach smyki fajnie pociągnęły numer do przodu (oryginalne skrzypce też są i to też jest spora zaleta). Gitarzysta jest schematyczny, ale poprawny, a do tego od czasu do czasu potrafi zagrać niezłą solówkę. Podobają mi się klawisze i podoba wprowadzenie w niektórych momentach elektronicznych beatów, z zupełnie innej bajki. To z pewnością nadaje muzyce pewnej oryginalności. Wokalista śpiewa dobrze, przypomina Maca z Threshold i Klausa Meine ze Scorpionsów (żaden zarzut). Do tego staranna produkcja. Nasuwają się skojarzenia z Queensryche, Dream Theater i szczególnie z Threshold. Wydaje się, że akurat ten brytyjski zespół jest dla Niemców z Red Circuit ważną inspiracją. Utwory są krótkie maksimum pięć minut z niewielkimi sekundami. Zespół postawił na zwięzłość – nie ma holowania utworów na siłę i gry na czas – żadnego pitu-pitu na klawiszach, czy rzęchu-rzęchu na gitarze, nie bardzo z sensem, ale następna minuta poszła. Tu jest konkret – bęc, zwrotka, refren, solo, bęc - poszło, następny numer. I fajnie. Bez zadęcia i silenia się na wielka sztukę. I dzięki temu płyta jest dobrze przyswajalna. Prosto i bezpretensjonalnie. Dla słuchaczy, a nie tylko dla samych muzyków oraz krewnych i znajomych Królika. A spod tego prog-metalowego garniturku wychodzi stary solidny hard rock. Co tez nie dziwi bardzo biorąc pod uwagę główną inspiracje dla Red Circuit, czyli Threshold, który ostatnio tez podąża w tym kierunku. I nie jest to zły pomysł. A kilka utworów jest lepiej niż dobrych – rozpoczynający płytę „Under The Sun”, do tego „So Hard to Be Like God”, „The Screen”.
Trudno co prawda nazwać „Trance State” wybitną płytą, ale może być. Nawet do wielokrotnego słuchania.
Mocne 6 punktów, prawie 7.
Trochę danych taktyczno-technicznych – jest to pierwsza płyta zespołu, którego założycielami są Chity Sampala, śpiewający wcześniej w Firewind i Avalon, oraz Marcus Teske grający wcześniej na instrumentach klawiszowych w Sheela, ale obecnie bardziej udzielający się jako producent min. Symphony X, Vanden Plas i Neila Morse’a.