Russel Allen to wokalista amerykańskiego, prog-metalowego zespołu Symphony X, a ta płyta to jego solowy debiut. Robi trochę za taką rockową Zosię-Samosię. Oprócz perkusji, sam nagrał większość partii instrumentalnych, a wymienieni wyżej muzycy niezbyt wielkim stopniu go w studiu wspomagali. Czyli ta grunge’owo sfuzzowana, nisko strojona gitara, to też jego dzieło. Twórczość jego macierzystego zespołu nie jest mi bardzo obca, parę razy obiła mi się o uszy, albo lepiej powiedzieć odbiła się od moich uszu, nie robiąc żadnego wrażenia. Na szczęście tym razem Allen zostawił prog-metalowe poletko i zabrał się za coś innego. Niezbyt odległego. Mianowicie z hard-rocka, takiego amerykańskiego, z drugiej połowy lat siedemdziesiątych spod znaku Y&T, Teda Nugenta, April Wine, BTO , Montrose, czy paru jeszcze innych.
To bardzo dobry wokalista, taki rasowy, rockowy krzykacz, o głosie nieco podobnym do Davida Coverdale’a i do tego śpiewa z bluesowym feelingiem (Paul Rogers się kłania). Jak jest ten feeling ważny, to wie każdy, kogo skręciło podczas słuchania "Hush" w wykonaniu Quidam.
Dużą zaletą tej płyty jest różnorodność zawartego na niej materiału. Pierwsze dwa utwory nie zapowiadały tego, zanosiło się na płytę sympatyczną, ale niezbyt urozmaiconą muzycznie. Już jednak w trzecim pojawia się moog (!) i to ciekawie się pojawia. Następne "The Distance" i "Angel" to fajne rockowe numery z zadatkami na duże przeboje, oczywiście przy konkretniejszej promocji. "Seasons of Insanity" mogłoby po pewnych zmianach w aranżacji nagrać Iron Maiden. I nie miałoby się czego wstydzić. "Gaia" to pomyłka – po raz kolejny ktoś próbuje podrobić "Kashmir" Zeppów. Nie da się. To patent jednorazowy, jakiekolwiek powtórki śmierdzą plagiatem na kilometr. Ale największym zaskoczeniem jest najdłuższy na płycie "We Will Fly". Pierwsze takty - jazzujące pianino, co to? Fusion? Nie, to tylko taki wstęp, bo Allenowi przypomniało się , że para się i rockiem progresywnym. Niezbyt pasuje to do tej płyty, ale jest to jeden z lepszych utworów na tym albumie.
Płyta udana, bardzo sympatyczna. Szczególnie polecana fanom starego hard-rocka. Na szczęście jeszcze są tacy, którzy taką muzykę czują i potrafią grać.