Między słowami
Współczesny słuchacz, nie chcąc zagubić się pomiędzy dziesiątkami nazw nowopowstających zespołów i coraz to "nowszych" gatunków muzycznych (tak pretensjonalnych jak "nu-metal"), musi stosować dość przypadkowe, często krzywdzące, kryteria. Jedno z moich "muzycznych uprzedzeń" dotyczyło polskich grup rockowych, śpiewających po angielsku. Ostatecznie wyleczył mnie z niego najnowszy album Satellite zatytułowany Evening Games - a dokładnie – dokonał tego Wojtek Szadkowski, lider, perkusista i autor całości muzyki oraz tekstów tego zespołu. Wraz z interpretującym je wokalistą Robertem Amirianem, już wcześniej udowodnił on, że polski wykonawca może prześcignąć niejednego "native singera".
Satellite od początku swojego istnienia wpisywany był przez krytyków w gatunek polskiego art-rocka ("nisza niszy"). Fakt ten, oraz umiędzynarodowienie twórczości zespołu, poprzez angielskie teksty, miały także swoje ciemne strony. Wiązało się to bowiem z masą niepotrzebnych i degradujących z założenia porównań z takimi "dinozaurami" rocka progresywnego jak Yes, czy też (co zupełnie chybione) Pendragon. Ekspresywności zespołu doszukiwali się głównie zachodni recenzenci, chwaląc "postęp" w stosunku do wielkich poprzedników, takich jak Marillion, oraz nieskazitelną angielszczyznę i wokal Amiriana. Pierwsza płyta zespołu: A street between sunrise and sunset (2003 - z okładką autorstwa Marka Wilkinsona), mimo uchwytnych reminiscencji z albumu Moonshine -grupy Collage (poprzedniego projektu Szadkowskiego) - była, moim zdaniem, ostatnim niezbędnym krokiem w kierunku oryginalności Satellite. Na Evening Games jest ona widoczna przede wszystkim w warstwie tekstowej albumu.
"It's already been sung, but it can't be said enough./ All you need is love" - słowa te, śpiewane przez Eddiego Veddera na ostatniej płycie Pearl Jamu - Riot Act (2002) – nie są bynajmniej przykładem znojnej powtarzalności tematów rockowych piosenek. To raczej dowód na szczególną pozycję "literacką" tekstów (o ileż odpowiedniejsze jest słowo lyrics), których nośnikiem jest muzyka. Na muzyce bowiem spoczywa niemal cały ciężar emocjonalnego przekazu, dzięki czemu nawet utwór mający stanowić wyraz osobiście przeżywanej tragedii (cytowany Love Boat Captain opowiada o widzianej na własne oczy przez Veddera śmierci dziewięciu fanów na festiwalu w Roskilde w 2000 roku) może w dużej mierze składać się z aluzji, nawet tak ostentacyjnych i oczywistych jak powyższa.
Płyta Nine songs of John Lennon – wydana w 1993 roku przez Collage stanowi, być może, jedną ze wskazówek dla słuchaczy, poszukujących aluzji w tekstach Evening Games. "Widmo Lennona" od lat krąży nad liderem Satellite, dzięki czemu z muzyki tego zespołu emanuje optymizm, a lirykę Szadkowskiego charakteryzuje dobrze rozumiana prostota.
Po pozorach – jak mówi słynny paradoks Oscara Wilde’a – nie oceniają tylko bardzo powierzchowni ludzie. W przypadku najnowszej płyty Satellite opinia ta wydaje się potwierdzać. Okładka Evening Games wyraźnie odsyła bowiem do idei przewodniej tego concept albumu, którą jest próba duchowego powrotu do dzieciństwa. Płyta, w standardowej wersji, kończy się utworem Take It As It Is - swego rodzaju rockową kodą (utwór jest najkrótszy na płycie), opowiadającą o wiosennym odrodzeniu, nie tylko wspomnień, ale również umiejętności dziecięcego "zachłyśnięcia się" światem – jak śpiewa w refrenie swoim rozczulająco wysokim głosem Amirian: "Anywhere, anytime/ (…) It will strike me till I die".
Od pierwszego utworu, epicko wydłużonego do prawie siedemnastu minut, na płycie przeplatają się ze sobą stale: industrialne motywy, symbolizujące frustracje i szaleństwa świata dorosłych (np. w Rush) oraz, tworzony przez perkusyjno-klawiszowe faktury, czasem okraszone urokliwymi riffami gitarowymi - baśniowy klimat dzieciństwa, który jest wyczuwalny szczególnie w Never Never. Ta ostatnia piosenka mogłaby spokojnie znaleźć się na ścieżce dźwiękowej, promującej film pt. Marzyciel (org. Finding Neverland). Efektowne kaskady dźwiękowe w niemal każdym utworze oraz niesamowita różnorodność muzyczna płyty - wywołują emocje, które aż prosiły się o dodefiniowanie i zracjonalizowanie ich w tekstach.
Beautiful World, napisany przez Szadkowskiego pod wpływem biesłańskiej tragedii we wrześniu 2004 roku, jest niepokojący nie tylko ze względu na przejmujące, pełne szczerej rozpaczy wykonanie Amiriana. Jest to, moim zdaniem, jedna z najciekawszych prób wyrażenia stłumionej wściekłości z powodu oglądanego w telewizji bestialstwa "lekcji pierwszej i ostatniej". Utwór ten – co dość przerażające – bardzo szybko i prawie niezauważalnie stał się integralną część całego albumu (wpływając przy okazji na ostateczny kształt reszty tekstów ). Być może ominie go dzięki temu los Overcome grupy Live (utworu często wiązanego z 11 września 2001 roku), bezdusznie zsamplowanego później przez zespół Jeden Osiem L, czyli przepuszczonego przez banalizującą hip-hopową maszynkę do muzyki. W Beautiful World pojawia się także melodia, którą można było już wcześniej usłyszeć na pierwszej płycie Collage pt. Baśnie (Dalej, dalej). W samym tekście utworu znalazł się poza tym cytat początkowego wersu A Day In The Life grupy The Beatles oraz apostrofa do "zamordowanych piewców pokoju" Martina Luthera Kinga i Johna Lennona: "Martin, John – you failed".
Wojtka Szadkowskiego można nazwać Dobrym Demiurgiem płyty Evening Games – jest on bowiem całkowicie odpowiedzialny za jej kształt artystyczny, od głównych tematów gitar i klawiszy począwszy, na tekstach skończywszy. Bardzo dobra liryka wychodziła spod jego pióra już na poprzedniej płycie (np. w utworach The Evening Wind oraz Fight), jednak także i na najnowszym krążku widoczny jest jego rozwój jako autora tekstów niemal "z piosenki na piosenkę".
Może z wyjątkiem tekstu Why, który w dość schematyczny sposób ukazuje życie rockowego idola, najnowsza płyta stanowi spójną, wielobarwną historię o, momentami niebezpiecznym, pomieszaniu świata dorosłych z dziecięcym. Została ona opowiedziana bez nadmiaru infantylizmu i moralizatorstwa. Próba przedstawienia tej opowieści bez muzyki lub – co gorsza – po przetłumaczeniu jej na język polski, zakończyłaby się jej trywializacją. Zadziałałaby tu z pewnością ta sama "magia", która sprawia, że film Lost in tlanslation Sofii Coppoli - co zakrawa na ironię losu – występuje w Polsce pod tytułem "Między słowami".