Kanadyjscy metalowcy mają się z czego cieszyć. Co zespół to bardzo wysoki poziom prezentowanej muzyki. Pamiętam jak pierwszy raz dotarła do mnie informacja o grupie Soulscar, której debiutancki krążek zatytułowany ' Character Assassination' mam przyjemność tu recenzować. Kompletnie nic o nich nie wiedziałem, ale zachęcony opiniami i głosami, że to bardzo dobra muzyka, sięgnałem po płytę. I absolutnie się nie rozczarowałem. Mało tego, to jest muzyka, którą tygryski lubią najbardziej, mimo iż nie jest to mój sztandarowy gatunek, czyli metal techniczny. Owszem technika tu jest, ale służyć ma ona budowaniu melodii oraz ogólnej atmosfery płyty. A ta jest wyśmienita.
Mało jest grup które umiejętnie potrafią łączyć dozę brutalności i nieszablonowej melodyjności. Soulscar znakomicie wpasował się w tę stylistykę, zwaną czasem melodyjnym death/thrashem. I tylko zastanawiam się, czy więcej tu death metalu czy thrashu. Po wnikliwej analizie w zasadzie całą tę muzykę można by z powodzeniem wrzucić do czystego thrash metalu, jedyne co skłania się ku lekkiemu powiewowi deathu to wokale. Nie są śpiewne i melodyjne, tylko charczące i szorstkie, do growlu jednak daleko. Ot takie sobie pocharkiwanie, zresztą świetnie pasujące do całości.
Natomiast elementem który absolutnie i niepodzielnie dominuje na 'Character Assassination' jest melodia. Jest tu jej całe mnóstwo, wręcz się wylewa. Już widzę te miny 'prawdziwych metalowców'. Pewnie jękną że znowu jakis klon Children of Bodom się pojawił. Nic bardziej mylnego. Mimo iż, jak wspomniałem, melodii tu mnóstwo, nie jest ona ani wymuszona ani ckliwa, jak to ma miejsce na przykład w dźwiękach 'made in Finland'. Melodia w muzyce Souscar jest bardzo delikatna, jeśli można ten termin zastosować względem metalu. Delikatność polega w dużej mierze na zwiewności i naturalnej skłonności do przenikania się kolejnych fraz. Tu rządzi polot, wszystko jest poukładane, nie ma absolutnie żadnych zgrzytów. I mimo że może nie wszystkie kawałki są mistrzostwem świata, to jest to krążek niesamowicie spójny.
Najśmieszniejsze jest jednak to, iż mimo tkwienia w muzyce metalowej od parunastu lat, wciąż bardzo ciężko mi czasem porównywać jedne kapele z drugimi, no chyba że podobieństwa są oczywiste. Soulscar nie jest oczywisty - nie da się jednoznacznie stwierdzić, na kim zespół sie wzorował. Na pewno dominują tu patenty i brzmienia thrashowe, szybsze tempa przywodzą na mysl lekki defik, ale wydanie opinii nie jest takie jednoznaczne. I dla mnie być nie musi - ważne że muzyka jest znakomita. Na przykład taki 'It Takes a Wolf' - sztandarowy utwór na płycie. Jest tu wszystko co potrzeba: bardzo ciekawy początek, zagrany w średnich tempach, później jest troche szybciej - bardziej deathowo, a temat przewodni to ultra-melodyjne zagrywki gitarowe, znakomicie ubarwiające muzykę, nadające jej niesamowitego polotu i wspomnianej już zwiewności i delikatności. Chłopaki czarują i robią to naprawdę bardzo umiejętnie i naturalnie, nie siląc się na kombinacje. Nie stronią również od rocka, czemu dają wyraz na przykład w utworze tytułowym, jak również od chwili zadumy i refleksji (zamykający album kawałek 'A Reprieve').
Muzyka Soulscar jest adresowana do tych, którzy kochali i kochają thrash, ale również dla tych którym nieobce sa dźwięki metalowych klasyków pokroju Iron Maiden. W zasadzie to muza dla wszystkich którzy szukają w metalu czegoś wiecej niż czczej łupaniny. Tylko ultra-brutalsi i ultra-blackowcy nie znajdą tu nic ciekawego, ale o to się nie martwię. Ten kto ma znaleźć w Soulscar coś dla siebie, na pewno znajdzie i nie przejdzie obok tej muzyki obojętnie. Chyba że to ja mam jakiś wypaczony gust. Oby nie było ze mną aż tak źle. Tego sobie i wszystkim słuchaczom życzę.