1. Beds are burning
2. Best of both worlds
3. Blue sky mine
4. Forgoteen years
5. King of the mountain
6. Redneck wonderland
7. The dead heart
8. Underwater
Z tymi australijczykami nigdy nic nie wiadomo. Niby się rozwiązali w 2002 r. bo Peter stał się Kawalerem Orderu Australii – sorry teraz to już AM. Garrett – otrzymanego z rąk Elżbiety II. 14 albumów idzie do archiwum zacnie podnosząc jego wartość.
„Te 25 lat było dla mnie bardzo ważne i odchodzę z pełnym szacunkiem dla Midnight Oil. Daliśmy ludziom dużo radości, a może i niektórym pokazaliśmy cel w życiu.”.
Peter, zalewać to my, a nie nam. Osobiście życzę Ci wszystkiego najlepszego jako dla posła z ramienia Partii Pracy w parlamencie. Z drugiej strony chętnie kopnąłbym Cię w dupsko za rozwiązanie grupy.
1,6 miliona dolców to zacna kwota. Właśnie tyle zebrano podczas koncertu 28 I 05 w Sydney, koncertu pod nazwą WaveAid, gdzie wystąpiły różnorakie tuzy na czele ze specjalnie reaktywowanym na tę okazję Midnight Oil.
Z tymi australijczykami nigdy nic nie wiadomo. Grają? Nie grają? Istnieją? Nie istnieją? A gdzie w ogóle ta ich wyspa?!
Oto przed nami składak klipowy. W sumie nic wielkiego – zwłaszcza gdy chodzi o czas, 35 minut na krążku DVD to śmiech na sali.
No dobra, jedźmy po kolei.
Był kiedyś taki moment, że człowiek bał się otworzyć Pepsi, gdyż może wyskoczyć Midnight Oil ze swoim Beds Are Burning. Piłowano to w radiu (i nadal się piłuje) aż miło. I dobrze bo to zajebista piosenka.
„Jakże możemy tańczyć, kiedy drży nasza ziemia?
Jakże możemy spać, kiedy płoną nasze łoża?”
1987 to magiczny rok. Dla nas, licealistów czekających na maturę.
- Dobas, słyszałeś nowe U2: The Joshua Tree?
- Dobas, słyszałeś nowy Pink Floyd: The Momentary Lapse Of Reason?
- Dobas, słyszałeś nowy Dead Can Dance: Withing The Realm Of A Dying Sun?
- Dobas, słyszałeś nowy Marillion: Clutching At Straws?
Słyszałem.
Wszystko słyszałem.
Tego roku nie sposób zbyć jak natrętnego komara. Jest słuchanie i jest wychowanie na słuchaniu. Ten rok był bardzo wychowawczy. Ten rock.
Samolot przelatujący nad estakadą, nasz kochany łysy na tle powiększonej tarczy księżyca, twarze tych co tańczą…
W sumie nic wielkiego, ale ładne.
Nastrój zmienia się diametralnie za sprawą jedynego przedstawiciela Red Sails In A Sunset czyli Best Of Both Worlds. Trzeba ich zobaczyć – jak wręcz miotają po scenie. Ten żywioł i ta świeżość. Szaleństwo. Hm…. trochę tu efektów specjalnych wziętych niczym z Kosmosu 1999, który to serial odgrzewa (i dobrze!) TVN 7. Peter na tle światów, migawki z polityki, szał tłumu, obejmowanie się w przelocie na scenie. To trzeba zobaczyć bo mi nie uwierzycie.
„The one it could have been!”
Wykrzyczane. Wywrzeszczane. Łysy spływający potem. Ja się nie dziwię – tyle energii włożyć w performance. Piękna sprawa.
„We encourage and reward employees who create and archive increased value for shareholders.”„Trzymamy w naszych sercach prawdziwy kraj, I to uczucie nie może być skradzione, Podążamy tropem naszych ojców, I to uczucie nie może zostać złamane.”
Słynna samotna skała w sercu australijskiej pustki. W porywach aż trzy akustyczne gitary grające unisono. To słychać. Słychać w martwym sercu.
Nie chcę i nie potrafię napisać o tym utworze czegoś analitycznego. Piękno nie wymaga analizy stanowiąc komentarz samo z siebie. Mogliby dorzucić jeszcze Warakurna czy Bullroarer. I chyba wtedy bym się poryczał.
Zachowało się coś z Breathe, a mianowicie Underwoter. Ciężko i głupio pisać o surfowaniu w kontekście 300 tysięcy ofiar tsunami. Ten klip jest jednak wybitny, gdy chodzi o zdjęcia, o ujęcia tzw. tunelu. Zaraz przypomina mi się Blue Crush. Nie dość, że trzy ładne, zgrabne laski to na deser urocze dodatki poświęcone FALI.
„She is what she is. And no – one can bring her down.
Underwater….
Overland…
Underwater…
Overland…”
I tak 35 minut dobiega końca. Time is tough.