Już kiedyś miałem do czynienia z taką płytą - mowa o albumie Headquake formacji Eldritch. Co mają wspólnego owi Włosi z Amerykanami z The Quiet Room ? Właściwie to niezbyt wiele - może poza tym, że obie grupy uprawiają progmetalowe poletko. Niemniej dla mnie podobieństwo polega tu na stricte takiej samej metodzie docierania z mojej strony do słodkiego, progresywnego miąższu jaki kryją w sobie oba krążki - trzeba bowiem obrać je, warstwa po warstwie, z na pozór nieciekawego, gwałtownego, metalowego pogrywania doprawionego syntezatorami, trzeba dotrzeć do owego drugiego dna każdej z kompozycji jakie wypełniają wspomniane albumy. Trochę to czasochłonna metoda, ale - wierzcie mi - skuteczna.
The Quiet Room pochodzi z Kolorado, zaś Reconceive to ich kolejna propozycja po debiutanckim wydawnictwie Introspect z 1997 r. - niestety nie słyszanym przeze mnie. Ech, kiedyś miałem ambicję recenzowania tylko takich płytek, w których przypadku znam cała, przynajmniej studyjną, dyskografię zespołu. Zamysł pewnie nie najgłupszy, ale w polskich realiach nader idealistyczny - zwłaszcza jak się jest krytykiem - amatorem, który musi w jakiś sposób zarobić na chleb i ... recenzowane płytki. Dobra, koniec tych lamentów - wracajmy do Reconceive. Panowie, którzy nagrali to dzieło to Pete Jewell - wokal, Jason Boudreau - gitary, wokal, George Glasco - gitary, Jeff Janeczko (hi krajanie :-) - klawisze, Rob Munshower - bas oraz Graeme Wood - bębny tudzież wokal ! - przyznacie, że w tym ostatnim przypadku nieczęsto te dwie funkcje idą w parze.
Wspomniałem, że The Quiet Room gra progmetal. Na pierwszy "rzut ucha" wydaje się to przede wszystkim progMETALEM, niemniej ten pierwiastek proga jest obecny i to wcale w niemałych ilościach. Owszem - brzmienie mamy ciężkie i potężne, zaś Pete wydziera się z wielkim zapałem często przeciągając końcówki wykrzykiwanych słów na modłę Jamesa Hatfielda (przykład pierwszy lepszy - Your Hate lub Realms Of Deceit), tylko że wszystko to w niczym nie przeszkadza obecności progowych akcentów. W takim Choke On Me napotkamy klimatyczny początek, nader ciekawe brzmienie perkusji, orientalizujące klawisze, zaś Pete na początku śpiewa niczym momentami Bono - tym charakterystycznym, zbliżonym do szeptu głosem. W następnym Your Hate znów intrygujący wstęp - to fortepian, do którego dołącza się perkusja - też dziwna - niczym ta w słynnym Childhood's End Dziewicy. A przed końcem piękny, fortepianowy motyw się powtarza. Reason For Change jest najdłuższą kompozycją albumu. Pierwsze cztery minuty to ballada - lekko nawet, za sprawą klawiszy jazzująca, ale to co zaczyna się później zasługuje na wielki szacunek dla twórców - i za umiejętności instrumentalne i za pomysł, choć malkontenci gotowi narzekać na kolejny fragment przeznaczony do headbangingu - pjepshyć ich, w końcu to stylistyka metalowa. Analizowanie wszystkich utworów pod względem proga nie jest moim zamiarem, niemniej warto wspomnieć jeszcze o trzech kawałkach. Face Your Judgemant to bodaj najgwałtowniejszy z tracków, pełen dzikiej pasji, a jednak i tu znalazło się miejsce dla fortepianu i fajnego sola na basie. Z kolei Room 15 ma ambicje stricte progowe - progmetalowcy lubią umieszczać na swoich krążkach takie skomplikowane, błyskotliwe kompozycje instrumentalne, że wspomnę Dream Theater i Erotomanię, Mayadome i Paranormal Activity, Lemur Voice i Akasha Chronicles czy Ice Age i Spare Chicken Parts - po prostu kwadratowe szaleństwo. Szkoda jedynie, że Room 15 nie jest co nieco dłuższy. Tak sobie gawędząc o Reconceive powoli zmierzamy do końca tego naprawdę fajnego i ciekawego wydawnictwa, na owym końcu zaś czeka nas ... Korci mnie żeby w tym miejscu złośliwie zakończyć recenzję, ale nie byłoby to w porządku. Two Minutes Hate, trwające tak po prawdzie niemal trzy minuty to znakomity pomysł na zamknięcie albumu. Może wyda się nawet nieprzystający do reszty, ale właśnie przez swoją kontrastowość urzeka. Fortepian, deklamacja, intrygujące odgłosy w tle, delikatne, smutne piękno... Kto by pomyślał ? A jednak.