1. Untitled [3:56] 2. Obstacle 1 [4:11] 3. NYC [4:19] 4. PDA [4:59] 5. Say Hello to the Angels [4:28] 6. Hands Away [3:05] 7. Obstacle 2 [3:47] 8. Stella Was a Diver and She Was Always Down [6:27] 9. Roland [3:35] 10. The New [6:07] 11. Leif Erikson [4:00]
Całkowity czas: 69:42
skład:
Carlos Dengler - Bass/Keyboards;
Daniel Kessler - Vocals/Guitars;
Paul Banks - Vocals/Guitars;
Samuel Fogarino - Drums.
Dałem się złapać na haczyk! Dotychczas niczym rekin broniłem się przed kolejnymi rockowymi rewolucjami - ogłaszanymi głównie przez brytyjskie magazyny muzyczne (a także pewną uroczą dziennikarkę pisma "Teraz Rock"). Nie ignorowałem ich - sprawdzałem co w trawie piszczy, zachowując jednak odpowiedni dystans.
Jakkolwiek z uśmiechem wkładałem do odtwarzacza na przykład płyty The White Stripes, po czym z podobnym uśmiechem je wyjmowałem, jakkolwiek wydawałem się być skutecznie uodpornionym na kolejne, kreowane przez branżę muzyczną, "odkrycia", jakkolwiek zawsze szukałem potwierdzenia budzących podejrzenia zachwytów - w końcu poległem.
Płytę Turn On the Bright Lights nowojorskich (baczność!) geniuszy post-punka (spocznij) zapuszczałem bez cienia ironicznego uśmiechu na twarzy. Wręcz przeciwnie - było pełne napięcia oczekiwanie; była nawet nadzieja, że zaraz wydarzy się coś niezwykłego. I przez myśl by mi nie przeszło, że to tylko następny zastrzyk pseudo-sensacji, mający za zadanie podtrzymać gasnący puls branży muzycznej.
Jak to się mogło stać? Już spieszę z wyjaśnieniem (chyba sam muszę się przed sobą wytłumaczyć): Od pewnego czasu stosuję własnego autorstwa filtr antyspamowy, który - sygnalizując niegodne wiary pochodzenie muzycznych zachwytów - uprzedza mnie, iż dane źródło należy potraktować z przymrużeniem oka. Tyle że tym razem do interpolowych peanów przyłączyły się również poważne, szanujące się periodyki oraz stosunkowo wiarygodne serwisy internetowe (nie będę robił reklamy konkurencji), których mój filtr nie uwzględniał jako tzw. junk. Nie byłem przygotowany i jak wiele innych ryb w stawie złapałem chciwie przynętę. Spróbuję się odhaczyć, cóż mi innego pozostało.
Ja rozumiem, że w porównaniu z resztą współczesnych gitarowych zespołów Interpol może i wypada dobrze - stąd ta wszechobecna euforia. Kwestia kontekstu. Ale to nienajlepiej świadczyłoby o innych okolicznych zespołach oraz horyzontach muzycznych autorów tej spontanicznej fali entuzjazmu. A może chodzi o męczące już zjawisko owczego pędu, które na dobre opanowało ścigających się kreatorów muzycznych mód i ich wiernych naśladowców na prowincji? (Ciekawe, jaką kolekcję nam zaprezentują na sezon jesień/zima 2004-2005.)
By zakończyć nieco bardziej muzycznie: to nie jest zła płyta. Stosunkowo równa, pozbawiona wpadek. Ale też niespecjalnie przyciąga uwagę, nie mówiąc już o wywoływaniu głębszych uczuć. Gdy źródła opiniotwórcze sugerowały, jakoby nie było tu kawałka niewybitnego, muszę ze smutkiem stwierdzić, że nie udało mi się odnaleźć ani jednego, który można za wybitny uznać. Co prowadzi mnie do wniosku, że mój gust musi być swego rodzaju negatywem upodobań większości krytyków. Nigdy nie będę szanowanym recenzentem.
Z braku wyjątkowości kompozycyjnej, wyraźnej oryginalności czy przynajmniej porywających melodii (choć kilka przyzwoitych się znajdzie), chciałoby się wielkodusznie docenić grę poszczególnych muzyków. Oszczędzę sobie jednak rozbierania płyty na części pierwsze, bo pogrążyłbym tylko swoją wiarygodność, ignorancko wskazując na bezpłciową razem, a nudną pojedynczo grę naszych gwiazd. Trudno też docenić wokal, który, poza nielicznymi wyjątkami, w mojej ocenie brzmi fatalnie. Ja rozumiem, że stylizacja, że nastrój, ale dlaczego przypomina to czasem urządzone w garażu gotyckie karaoke!?
Uff, chyba mam uraz i nie uda mi się napisać dobrych słów o tym albumie.
Albumie, powtórzę, całkiem przyzwoitym. Specyficzne brzmienie i jakby z góry określony charakter utworów rzeczywiście owocują mrocznym, depresyjnym klimatem, którego wyrazistości krążkowi zdecydowanie odmówić nie można. I być może wnikliwy słuchacz doszuka się na Turn On the Bright Lights kilku innych zalet. Może od czasu do czasu nawet zachwyci się z lekka - czego z całego serca życzę. Tymczasem pozwolę sobie opuścić towarzystwo - idę zrobić upgrade filtra.