Naprawdę miałem nadzieję, że z tej grupy coś jeszcze będzie. Niestety straszliwie się rozczarowałem. Fińscy death metalowcy niestety zmarnowali czas, który był im dany po nagraniu dość dobrze przyjętego, poprzedniego krążka "Spirits and August Light". I, o ironio - wszystko zawiera się w tytule najnowszej produkcji Omnium Gatherum - "Years in Waste". Uważam bowiem, że okres który miał być wykorzystany na samorozwój, został zaprzepaszczony. Na swoim nowym krążku grupa trzyma się stylu z poprzednika, przy czym robi to nadwyraz przeciętniacko. Do tego stopnia, że nie sposób dotrwać w należytym skupieniu do końca płyty. Oczy same się zamykają ze znużenia. Jak tak się teraz będzie grało melodyjny death metal, to ja się wypisuję. Muszę jednak zaznaczyć, iż jest to death metal przesłodzony, wywodzący się od grania reprezentowanego przez In Flames, czy Dark Tranquility, co może jednak skusi co poniektórych potencjalnych słuchaczy do "nausznego" przekonania się o jakości tej płyty.
Generalnie jak dla mnie to mamy tutaj jeden - słownie jeden - dobry, albo w miare dobry i wciągający numer. To otwierający album kawałek "The Fall Went Right Through Here". Znajdziemy tu i całkiem udaną melodię, i całkiem pokaźną dozę poweru i ciekawe, snujące się klawisze dodające klimatu, i trochę szybkich perkusyjnych blastów. Czyli wydawało by się, że dalej będzie podobnie. Niestety nie jest już tak malinowo. Od drugiego utworu grupa jakby przechodzi metamorfozę, by do końca płyty raczyć nas wątpliwej jakości mieszaniną nijakich melodii i pozornej brutalności. Czasem przypomina mi to również fiński Nightwish, przy czym tylko od strony samej wizji muzycznej. Niby ma być ostro i do przodu z klimatem, a siłą rzeczy powstaje coś niemrawego i bezpłciowego. Taki właśnie jest najnowszy Omnium Gatherum. Poszczególne kawałki nie wnoszą nic nowego ani do muzyki deathowej, ani metalowej w ogóle. Z "Misanthropic" czy "No Moon and No Queen" wieje nudą, co jest o tyle dziwne, że poprzednią płytę niektórzy określili jako zbieraninę jednych z najlepszych riffów w historii melodyjnego death metalu. No cóż. Do tej pory Finowie mnie jakoś nie zabili jakością, tak jest i tym razem. Najśmieszniejsze jest to, że w opisach stylistyki zespołu pojawia się termin "progresywny". Może to i jest progresywne, nie wiem tylko za bardzo z której strony. Może patrząc na wykorzystanie klawiszy? Naprawdę ciężko znaleźć tu cokolwiek co ociera się choćby o progresję. Dla mnie ta płyta ani od strony muzycznej ani w dosłownym tego słowa znaczeniu z progresywnością nie ma nic wspólnego.
Szkoda trochę, że Omnium Gatherum nie dołączył tym krążkiem do grupy obiecujących zespołów stylu wypracowanego niegdyś przez takie bandy jak wspomniany In Flames czy Dark Tranquility. Pomijając ostatnie dokonania tych grup, które też nie są najwyższych lotów, należy tylko ubolewać nad dalszą "karierą" melodyjnego deathu, patrząc nań całościowo. Niestety opisywani tu Finowie też temu gatunkowi chluby nie przynoszą. A porównania, jakie pojawiły się na stronie Nuclear Blast, nawiązujące do dokonań At the Gates, Opeth czy Death są kompletnym nieporozumieniem. A szkoda. Jak dla mnie ogromne rozczarowanie. Polecam tylko naprawdę ostrym zwolennikom gatunku.