Serpentia przed opisywanym tu krążkiem "Nails Enigma" była mi zespołem kompletnie nieznanym. Dodatkowo nie wierząc w możliwości rodzimej sceny, byłem dość sceptycznie nastawiony. Ale tylko do czasu. Skończył się drugi kawałek (pierwszego nie liczę, bo to intro w oparciu o motyw przewodni z filmu "Resident Evil") a ja już byłem kupiony. "Faithfull Emptiness", bo tak właśnie zwie się ów utwór, to praktycznie odzwierciedlenie stylu, wypracowanego przez Serpentię. Progresywny death/thrash? Może. Na pewno death, to słychać od samego początku kawałka, gdzie zostajemy porażeni potężnym i szybkim blastem. Zaraz potem mamy wręcz Morbid Angelowy klimat za sprawą zwolnienia, które przywodzi na myśl krążek "Blessed are the Sick" legendarnych prekursorów death metalu. A za chwile kolejna zmiana, tym razem wchodzimy w klimat spokojnych pasaży gitarowych. I to wszystko w obrębie jednego tylko utworu.
Prawdziwą niespodzianką jest fakt, iż ktoś u nas gra tak różnorodną muzykę. "Through Torns Towards the Stars" jest równie interesujący. Najpierw porządna deathowa jazda, za chwilę wręcz thrashowe rwane i ciężkie riffy, połączone z iście gothenburską melodyka. Najbardziej jednak szwedzkie deathowe granie jest słyszalne w "Of What the Wind Has Taken from Me", który to numer zawiera kapitalny riff przewodni, trącący klasycznym heavy. A i dalej jest wciąż dobrze, albo nawet bardzo dobrze, mimo kilku zmian stylistycznych, mających co prawda swoje korzenie w muzyce metalowej, ale wywodzącej się z różnorakich jej odmian.
Weźmy dla przykładu prawie hard-rockowy "Blackmark", który jednoznacznie przywodzi na myśl kapele spod znaku stoner rocka i może trochę dark metalu w stylu Type 'o Negative. O dziwo ten numer ma też fragment jak żywo kojarzący się z basowymi podróżami Steve'a di Giorgio. Czyli jest technicznie i z odpowiednim feelingiem. I tak jest w zasadzie skonstruowany ten album. Ma być przekrojowo i interesująco i tak właśnie jest.
Na "Nails Enigma" znajdziemy jeszcze echa Anzelmowego śpiewania, przytupasów a'la Acid Drinkers i technicznego deathu, kojarzącego się z Death czy innymi przedstawicielami pokręconego acz inteligentnego łupania (tytułowy numer "Nails Enigma").
Mimo tych wszystkich superlatyw jest jeden minus tego krążka, który jednak nie powstał z winy zespołu. Ten minus to sama produkcja. Jeśli chodzi o brzmienie to jest w porządku - wszystko dobrze słychać. Cos dziwnego dzieje się jednak z samą płytą, choć to może mój egzemplarz promocyjny jest tak skonstruowany. Mam wrażenie ze po pierwsze dźwięk jest przesterowany, a po drugie zawiera minimalne przerwy w samych kawałkach (nie wszystkich, aczkolwiek kilka takich kwiatków jest). Tak jakby krążek był fizycznie źle wytłoczony. Na szczęście aż tak bardzo to nie utrudnia odbioru, tym bardziej że materiał muzyczny jest bardzo interesujący. Serpentia gra metal w sposób niekonwencjonalny, nie boi się eksperymentów i oscyluje w granicach kilku odmian metalu z wdziękiem i swobodą. Za to ogromny plus i rekomendacja. Bardzo dobra płyta.